27 lipca 2012

Erich Segal „Love story”



Oliwer Barrett IV to młody, bogaty i pochodzący z dobrego domu student prawa. Odnosi sukcesy zarówno w dziedzinie nauki, jak i sportu. Ma złe stosunki z ojcem, uważając go za drętwego i unikając spotkań z nim. Chłopak uwielbia imprezować i zdobywać coraz to nowe dziewczyny. Wszystko się zmienia kiedy poznaje Jennifer, kompletne przeciwieństwo siebie. Jenny studiuje w Radcliffe, jest niezwykle inteligentna i otwarta, ale niestety pochodzi z ubogiej rodziny. Kiedy Oliwer oświadcza rodzicom, że para zamierza wziąć ślub, ojciec nie potrafi się z tym pogodzić. Urażony młody student zostaje wydziedziczony. Nie niszczy to jednak planów kochanków. Młodzi pobierają się. Oliwer dalej studiuje prawo, a Jenny zarabia na ich utrzymanie. Ledwo wiążą koniec z końcem. Kiedy jednak w końcu chłopak dostaje dobrze płatną posadę w kancelarii prawnej wydaje się, że nic nie może już przeszkodzić ich szczęściu. Jednak sielanka nie trwa długo. Spada na nich wiadomość, po której nic już nie będzie takie same.

„Kto kocha nie potrzebuje nigdy mówić: przepraszam.”
 
Sięgnęłam po tę książkę, pragnąc zrozumieć czym ludzie się tak zachwycają. Uznałam, że to  i tak nie jest jakaś ekstremalnie długa lektura (ok. 100 stron), więc warto zaryzykować. Spodziewałam się opowieści o „wielkim, pięknym uczuciu, które dogłębnie mnie wzruszy”. I wiecie co? Zawiodłam się. Historia jest banalna i nudna. Gdyby była dłuższa nie dotrwałabym do końca. Jedynym, co mnie przy niej trzymało, była relacja Oliwera z ojcem. Oprócz tego postaci są bez charakteru. Gdybym miała opisać Jennifer, to wiedziałabym tylko, że miała ładne nogi i oczy. Wiem, że powstała ekranizacja powieści i może kiedyś „z braku laku” ją obejrzę, ale jakoś mnie do tego nie ciągnie. Polecam raczej obejrzeć „Szkołę uczuć” (książki nie czytałam) o podobnej tematyce. Jest dużo lepsza od „Love story”. Generalnie, lektura nie należy do najgorszych, jakie czytałam i jeżeli ktoś nie ma nic pod ręką, a jest skrajnie zdesperowany, to nie będzie strasznie zawiedziony. Po prostu nie należy się spodziewać wiele. Ot, takie sobie czytadło. „Szału nie ma”, jakby to powiedziała moja przyjaciółka. Daję 3/6.

7 komentarzy:

  1. zdecydowanie nie dla mnie
    zatem lekturę sobie daruję

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznaję, że to chyba najsłabsza z książek Segala. Znacznie bardziej polecam jego : Ostatni akord, Absolwentów czy Nagrody ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie mam w planach "Doktorów". Mam nadzieję, że tym razem się nie zawiodę.

      Usuń
  3. Książki wprawdzie nie czytałam, ale kiedyś oglądałam film na jej podstawie. I Tutaj też nie było szału, bo po prostu na nim zasnęłam... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli jest taki jak książka to wcale się nie dziwię. ;)

      Usuń
  4. Jeżeli to jest gorsze od Szkoły uczyć, to ja podziękuję, bo filmu nie mogłam znieść, a do pana Sparksa mnie nie ciągnie. Łeee ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Film zaczęłam kiedyś oglądać, jednak mnie nie zachwycił. Więc po ksiązkę tymbardziej nie sięgnę!

    OdpowiedzUsuń