15 czerwca 2012

Stephen King „Wielki marsz”


W Stanach Zjednoczonych stu chłopców wyrusza w coroczny Wielki Marsz. Zasady są proste. Nie można zwalniać, zatrzymywać się, czy zbaczać z  trasy. Albo idziesz, albo zarabiasz „czerwoną kartkę”- czyli w najlepszym wypadku kulkę w łeb. Meta będzie tam, gdzie zostanie tylko jeden zawodnik, a pozostałych dziewięćdziesięciu dziewięciu będzie martwych. Wydarzenie uważane jest za najlepszą formę rozrywki w państwie. Od miesięcy gazety piszą tylko o tym. Ludzie wydają fortunę na zakłady o to, kto miałby stać się ewentualnym zwycięzcą. Widzowie wystają wzdłuż trasy marszu wiernie kibicując swoim ulubieńcom. Ci, którym się poszczęści będą świadkami śmierci któregoś z zawodników. W końcu co może być lepszego od możliwości pochwalenia się, że widziało się jak flaki jakiegoś gościa latały na prawo i lewo? Chociaż nie… Przecież zawsze może zginąć dwóch na raz…

„Garraty przyglądał się temu apatycznie i myślał, że nawet groza powszednieje. Nawet śmierć bywa płytka.”

Wizja skrajnie wycieńczonych, głodnych i brudnych chłopców przemierzających setki kilometrów pieszo napawa przerażeniem. Stephen King opisuje to w bezpośredni i brutalny sposób, nie owijając w bawełnę. Język którego używa jest prosty, naszpikowany wulgaryzmami. Przemyślenia chłopców wplecione w okrutne wydarzenia nadają trochę psychologiczny charakter książce. „Wielki marsz” jest jednak przede wszystkim świetnym horrorem o pokonywaniu siebie. Ostry, wciągający i nie pozwalający przejść obok obojętnie. Opis może przywodzić na myśl „Igrzyska śmierci”, ale Suzanne Collins była bardziej… delikatna. „Wielki marsz” jest raczej dla wielbicieli mocniejszych wrażeń. Mnie momentami nie tyle przerażał, co napawał obrzydzeniem. Daje 5,5/6 i naprawdę polecam. Na pewno nie będziecie się nudzić.

2 komentarze:

  1. Uwielbiam horrory, szczególnie te Kinga i Mastertona.:D Narobiłaś mi ochoty na tę książkę. Muszę jej poszukać w bibliotece.;)

    OdpowiedzUsuń