„Musiało upłynąć wiele lat, by Max zdołał wreszcie zapomnieć owe letnie dni, podczas których odkrył, niemal przypadkiem, istnienie magii.”
W 1943r. Max wraz z rodzicami i
siostrami: starszą Alicją i młodszą Iriną przeprowadzają się do małej mieściny.
Pomimo entuzjazmu ojca reszta rodziny nie jest zachwycona całą sytuacją. W ich
nowym domu mieszkał niegdyś ceniony doktor wraz z żoną. Małżeństwo wyprowadziło
się po tym, jak ich synek Jacob utonął w morzu. Niebawem Max i Alicja poznają
niewiele starszego od siebie Rolanda. Dzięki niemu dzieci zobaczą ogromny wrak
statku ukryty pod wodami Atlantyku i wysłuchają historii dziadka ich kolegi. Stary
latarnik opowie rodzeństwu o tajemniczym Księciu Mgły, który jest gotów spełnić
każde życzenie, w zamian żądając jedynie całkowitego posłuszeństwa. Maxowi
trudno uwierzyć w tą opowieść, ale jak inaczej wytłumaczyć te wszystkie dziwne
rzeczy, które dzieją się wokół nich?
"Nie ma potężniejszej siły niż obietnica"
„Książę Mgły” to debiut Zafóna. Niestety,
niezbyt udany. Moje oczekiwania wobec tej książki były spore. Spodziewałam się
mrocznej historii przepełnionej grozą i magią. Czegoś trzymającego w napięciu
od pierwszej do ostatniej strony. Byłam przekonana, że jeżeli coś jest napisane
przez autora „Cienia wiatru” to musi być naprawdę dobre. Do tego zachęcające
recenzje i ciekawa okładka. Rozczarowałam się już po pierwszym rozdziale. W
wielu powieściach, czy filmach możemy znaleźć pozornie nieistotne rzeczy,
zjawiska, itd., które subtelnie wplecione w historię stają się jej nieodzowną
częścią. To może być zwierzę, jakaś stara pamiątka, czy wspomnienie. Z reguły
to dodaje uroku książkom. Jednak „co za dużo to i świnia nie chce”. Tak właśnie
jest z „Księciem Mgły”. Mamy kota, ogród posągów, cmentarz, stare filmy
zrobione przez Jacoba, zegarek od ojca, książkę Kopernika, zaczarowaną szafę. I
to całe „powietrze przesycone saletrą”. Na początku wiele się mówi o tych
rzeczach, a potem bez wyjaśnienia ot tak przestają być istotne. Ja do tej pory
zastanawiam się co się stało z tym kotem (przecież na początku wciąż wałęsał
się po domu strasząc jego mieszkańców, a potem nikt nawet nie zauważył jego
nieobecności). Te wszystkie „subtelne” znaki irytowały mnie do tego stopnia, że
miałam ochotę skończyć czytać. Do tego Zafón nie mógł sobie podarować romansu między głównymi bohaterami. No i
oczywiście banalne (pewnie mające napawać grozą) i przewidywalne zakończenie. „Książę
Mgły” posiada jednak swoje plusy. Największym jest chyba przesłanie. Nic nie
dostajemy w życiu za darmo. Za wszystko przyjdzie nam zapłacić. Nie myślcie
jednak, że książka jest taka beznadziejna. Gdyby pominąć wrażenie, że jest
pisana „na siłę” to może być całkiem przyjemna. Ja po prostu nie lubię takich
banałów. Pomimo mojej ogromnej sympatii do autora nie mogę ocenić „Księcia Mgły”
lepiej niż 2/6.
"Poważnym błędem jest wiara w to, że można ziścić swoje marzenia, nie dając nic w zamian."
Hm, nie wiedziałam, że to jego debiut. Ale od debiutów nie wolno wymagać za wiele. "Cień wiatru" jest już przecież o wiele lepszy :)
OdpowiedzUsuńNa pewno nie sięgnę. Chyba Zafón to nie moja bajka.
OdpowiedzUsuńNie zniechęcaj się do Zafóna. "Cień wiatru" jest naprawdę niesamowity.
UsuńPlanuję przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńJuż od jakiegoś czasu mam ochotę na którąś z książek tego autora. Twoja recenzja troszeczkę ułatwiła mi ten wybór.;)
OdpowiedzUsuńZafon ciągle przede mną, nie wiem od jakiej książki zacznę, bo w moim życiu rządzą przypadki, mimo to szansę autorowi dam, niech czaruje :)
OdpowiedzUsuńSzczerze? Mimo niepochlebnej opinii sięgnę po tą pozycję, może też sama napiszę recenzję ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem jak wy, ale ja lubię takie trochę nieudane debiuty, bo pokazują one, że nie każdy pisarz zaczynał już geniuszem, tylko z czasem nabrał tej swojej świetności :)
Pozdrawiam,
Biblioteczna Wyjadaczka :)
lubię książki tego autora, ale tej jeszcze nie czytałam, może będzie następną ;)
OdpowiedzUsuń