13 grudnia 2012

Albert Camus „Dżuma”, czyli dlaczego młodzież nie czyta książek



Ponad połowa moich rówieśników zapytana, jakie książki czytała w swoim życiu, bez namysłu odpowiada „żadnej”. W przypadku dziewczyn można trafić też na „tylko Zmierzch”. Zastanawialiście się kiedykolwiek, czemu tak się dzieje? Zawsze szkoda mi było takich ludzi. Uważam, że rezygnując ze świata książek na rzecz telewizji i internetu, omija ich coś niezwykłego. Sami zamykają sobie przed nosem drzwi do krainy własnej wyobraźni.



Jednak po przeczytaniu mojej ostatniej lektury szkolnej,  „Dżumy” zaczęłam takie osoby bardziej rozumieć. No, bo pomyślcie tylko… Jeżeli ktoś nie czytał w dzieciństwie książek, bo go do tego nie ciągnęło/ rodzice nie zachęcali/ chodził wtedy po drzewach i jedyne, na jakie trafia to lektury, to ja się mu wcale nie dziwię. Też nienawidziłabym książek w takim przypadku. Mimo, że z reguły staram się skrupulatnie sięgać po obowiązkowe pozycje, to niestety jest to dla mnie często istna męka. Ja rozumiem, że z punktu widzenia szkolnictwa ważne jest, aby młodzi ludzie znali choć trochę klasyki, ale szczerze powiedziawszy, do dziś nie wiem, czego nauczył mnie „Stary człowiek i morze”.



Tak więc przeciętny licealista, zniechęcony po gimnazjum „Krzyżakami”, „Dywizjonem 303”, czy „Starym człowiekiem…”, zakładając, że nie porzucił całkiem czytania lektur na rzecz opracowań, sięga po „Dżumę” Camusa. Książka noblisty, „ukazująca znaczenie ludzkiego sumienia” – jak powiedziała moja polonistka. I co nasz licealista dostaje?



Mamy lata 40. ubiegłego wieku, dość burzliwe dla świata. W Oranie, francuskiej kolonii w Algierii, masowo zaczynają umierać szczury. Są dosłownie wszędzie – wchodzą do domów, hoteli, sklepów. Kiedy dziwna choroba przenosi się na ludzi, społeczeństwo panikuje. Pada wyrok – to bezapelacyjnie dżuma. Miasto zostaje zamknięte, epidemia się rozprzestrzenia.



Więcej Wam nie powiem, nie chcę zdradzać szczegółów (w razie jakby ktoś po mojej ogromnie zachęcającej recenzji postanowił przeczytać tę książkę).



Sama fabuła wydawała mi się być ciekawa. Dawno zapomniana choroba, gdzieś w jakiejś mieścinie, panika, ból, cierpienie, strata bliskich – zapowiadało się interesująco. Niestety, tylko się zapowiadało. Po pierwsze książka jest straaaasznie monotonna. Niby język jest w porządku i nie wiem, czy to konstrukcja zdań, czy coś innego, ale ona po prostu usypia. To było najdłuższe 200 stron w moim życiu! Tę cieniutką książeczkę czytałam trzy tygodnie! Dla porównania, od wczoraj przeczytałam ponad 300-stronnicową „Czerwień rubinu”. 





Za dużo tutaj opisów ogółu ludności, za mało sytuacji pojedynczych jednostek. Poza tym myślę, że gdyby autor o połowę skrócił swoje kontemplacje na temat reakcji człowieka, w trudnych sytuacjach, itp. (niektóre miały po 15 stron!) to książka zyskałaby trochę więcej dynamizmu. „Dżuma” to takie trochę surowe podanie faktów, które powinny targać uczuciami, ale przez sposób przekazu, jedynie nużą. Szczerze powiedziawszy, to po pewnym czasie miałam już gdzieś, co stanie się z tymi ludźmi. Jak dla mnie, mogła pozostać jedynie garstka osób, zmuszona do poradzenia sobie z ciałami zmarłych. Przynajmniej działoby się coś ciekawego. A tak, marzyłam tylko o dobrnięciu do finału i wciąż sprawdzałam, ile mi jeszcze zostało stron do końca.



Ale wiecie, co jest w tym wszystkim najgorsze? Po tej całej męczarni, poszłam do szkoły i napisałam kartkówkę z wiedzy o „Dżumie”. Pytania były takie, że ja na większość nie znałam odpowiedzi, a ci, którzy czytali opracowanie, wiedzieli wszystko. Ale jasne, najlepiej zapytać, kto powiedział po raz pierwszy, że wybuchła dżuma (na 29. stronie, sprawdziłam), mimo, że później ani razu nie pojawił się w książce. Wniosek jest jeden - nie warto czytać lektur.



Gdybym miała czytać „Dżumę”  jeszcze raz, bez wahania wybrałabym opracowanie. To zdecydowanie książka nie dla mnie. Nie mniej jednak polecam ją wszystkim, którzy cierpią na bezsenność – dzieło Alberta Camus to innowacyjny lek na tę chorobę. Moja ocena: 1/6.

13 komentarzy:

  1. Przyznam, że lektury czytałam zawsze bardzo chętnie. Bardzo lubiłam "Krzyżaków" oraz "Dywizjon 303". Mniejszą sympatią darzyłam "Starego człowieka i morze", co nie znaczy, że książka jest zła. Akurat "Dżumy" nigdy nie miałam w spisie lektur. Cóż, widać takie czasy. Do szkoły nie chodzę już od bardzo dawna, a to się jednak zmienia :)
    I również mi żal osób, które nie sięgają po żadne książki - powód nie ważny, akurat lektury obowiązkowe nie mogą być wyznacznikiem tego, że wszystkie książki są do niczego. Im się po prostu nie chce i ot cała filozofia. Bo czytanie zabiera jednak co nieco wolnego czasu. I jak to tak, marnować go na książki? Kiedy można wyjść z kumplami czy pograć w kolejną grę? Niestety... takie czasy :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się w zupełności, z tym co napisałaś - że młodzież nie czyta. Na szczęście obracam się w towarzystwie, które czyta chociaż jedną książkę rocznie.
    Dżuma zrobiła na mnie wielkie wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przez bardzo długi czas sądziłam, że młodzież nie czyta (my nie czytamy). Niestety chyba każdy z wielką niechęcią podchodzi do lektur szkolnych, które musimy! przeczytać, a następnie nauczyciel sprawdza naszą wiedzę na jej temat. Rodzi się bunt i po prostu "olewamy sprawę".
    Mam takie szczęście, że towarzystwo, w którym się obracam zaczytuje się w różnego typu powieściach. Da się z nimi podyskutować na temat literatury, a po obowiązkowe lektury nie sięgają. Chyba tak to już jest. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja wręcz przeciwnie -książka bardzo mi się podobała. Starałam się spojrzeć bez tej całej otoczki językowej itd, skupiłam się na tym co autor chcial mi przekac i odkrylam, ze naprawdę dużo! Myślę, że czytając "Dżumę" trzeba nie tylko ją czytać ale także czuć, przecież każdy z nas nosi ją w sercu :))))
    A jeśli chodzi o "Starego człowieka..." to przyznam, że czytani szło mi nieco mozolnie -jednakże kiedy skończyłam go czytać stwierdziłam : kurde! Ta nudna książka ma naprwde fascynujące znaczenia...
    Może jestem nieco stronnicza przez to, iż są to książki dwóch moich ulubionych pisarzy :}
    Pozdrawiam!! <3

    Jakbyś była zainteresowana to na moim blogu zrecenzowałam już "Dżumę"
    http://puszokowa.blogspot.com/2012/11/dzuma-la-peste.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Co do Starego człowieka, zgadzam się, to była droga przez mękę. Dżuma akurat mi się podobała, ale wiadomo, że gusta są różne.
    Przed chwilą skończyłam czytać Marine. Nie obawiaj się i czytaj śmiało. Książka jest niesamowita.

    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Może i Dżuma mnie nie porwała, ale z perspektywy czasu wydaje mi się być ciekawą książką. Chociaż też nieco się przy niej nudziłem. Ale przeczytałem, w przeciwieństwie do jakiejkolwiek książki Żeromskiego, więc nie jest źle ;)
    Z opracowaniami to prawda - po przeczytaniu takiego opracowania można dostać lepszą ocenę, niż po przeczytaniu książki :/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja lektury czytam bardzo chętnie. Jestem na klasie humanistycznej i uwielbiam 'Krzyżaków', 'Dywizjon 303', 'Stary człowiek i morze', w ogóle chyba nie ma takiej lektury, której bym nie lubiła. Przecież nie bez powodu te książki są obowiązkowe, przekazują niezwykłe wartości, motywy. Wiem, że nie każdy, tak jak ja, stara się wycisnąć z książek jak najwięcej, dlatego dla niektórych są one nudne. W ogóle młodzież mało czyta, zdecydowanie za mało, u mnie w rodzinie czyta się bardzo dużo, wpojono mi to od najmłodszych lat. Naprawdę bardzo współczuję tym, którzy wychowują się bez tego, wieeeele tracą ;)
    Co do 'Dżumy' to nigdy nie czytałam tej książki, ani nawet nie trafiłam na taką pozycję. Ale dodaję ją do mojej listy, chociażby po to żeby przekonać się czy faktycznie taka nudna ;P
    Pozdrawiam, Kasia

    OdpowiedzUsuń
  8. "Wniosek jest jeden - nie warto czytać lektur". Wiesz, nie zgodzę się tutaj z tobą. Niektóre utwory znajdujące się w kanonie lektur rzeczywiście są nudne, rzeczywiście mogą uśpić czytelnika, ale jestem zdania, że są to teksty, które warto znać. Są one ściśle związane z naszą kulturą, historią i wartościami, które były istotne w określonych latach. Szczególnie znać je powinien mol książkowy. Wątpliwości nie mam także co do tego, że spis lektur powinien zostać zmodyfikowany. To czy lektura przypadnie nam do gustu zależy także w dużej mierze od nauczyciela - czy uda mu się zaintrygować ucznia, chociażby poprzez prowokację, do sięgnięcia po książkę. Z opracowań jak najbardziej korzystać, jednak dopiero po lekturze.

    Według mnie "Dżuma" i "Dywizjon 303" to bardzo dobre powieści. Twórczość Sienkiewicza uwielbiam i cenię ze wszech miar.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej chodziło mi o założenie, z którego wychodzą młodzi ludzie. Jak napisałam, staram się czytać wszystkie lektury. Nie twierdzę, że żadna mi się nie podobała. Przy "Zemście", "Skąpcu", czy "Balladynie" naprawdę dobrze się bawiłam. Uważam jednak, że niektóre pozycje można by zastąpić książkami, które naprawdę zachęciłyby uczniów do czytania.

      Myślę, że "Igrzyska śmierci" mogłyby śmiało zostać lekturą szkolną. Byłoby co omawiać - model państwa totalitarnego, zachowanie ludzi, w podobnym do odbiorców wieku, w ekstremalnych sytuacjach. Dodatkowo uczeń przekonałby się, że czytanie może być naprawdę ciekawsze niż oglądanie telewizji.

      Usuń
    2. Cieszę się, że ktoś poruszył temat książki "Igrzyska Śmierci". Zgadzam się z przedmówcą, powieść powinna znajdować się w kanonie lektur :)

      Usuń
  9. Według mnie wina leży w dobrze lektur i nastawieniu nauczyciela. Są pozycje, które powinny "wypaść" ze szkolnego obiegu i zostać zastąpione innymi. A rola nauczyciela polega na tym, by jak najbardziej uatrakcyjniać lekcje z nawet najmniej ciekawą lekturą.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dżumę uważam za jedną z lepszych lektur szkolnych - przynajmniej była lekturą jak ja chodziłam do szkoły.
    Zachęcam do odwiedzania mojego bloga i do obserwacji jak cię zaciekawia :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mi się Dżuma podobała, mimo że faktycznie jest trochę nudnawa. Ale nie zgadzam się z tym, że nie warto czytać lektur, bo niektóre są naprawdę fajne i wartościowe.
    Napisałaś też, że osoba, która powiedziała o dżumie pierwszy raz, nie pojawiła się potem w książce. Ale czy to przypadkiem nie był Rieux?

    OdpowiedzUsuń