W Luwrze zostaje znalezione ciało
kustosza muzeum – Jacquesa Sauniere’a. Policja jest przekonana, że za tym
morderstwem, oraz trzema innymi popełnionymi tej nocy, stoi Robert Langdon,
specjalista w dziedzinie symboliki religijnej. Na pomoc podejrzewanemu mężczyźnie
przychodzi Sophie Neveu, kryptograf i jednocześnie wnuczka ofiary. Kobieta
twierdzi, że jej dziadek chciał jej przekazać coś ważnego i pragnął, by w
odkryciu tajemnicy pomógł jej właśnie Robert. W końcu nie bez powodu zwłoki
zostały ułożone w pozycji przypominającej rysunek witruwiański. Sophie i Robert
ruszają śladem znaków pozostawionych przez kustosza muzeum. Szybko okazuje się,
że Sauniere miał coś wspólnego z Zakonem Syjonu, który od lat strzeże
najważniejszej tajemnicy na świecie. Para musi się śpieszyć. Niebezpieczni ludzie
depczą im po piętach, policja szuka ich w całym kraju. Jeżeli w porę nie
rozwiążą tej zagadki, sekret może wpaść w niepowołane ręce.
„Boimy się tego , czego nie znamy”
Książka od dawna zajmowała
miejsce w mojej domowej biblioteczce. Moja mama zawsze się nią zachwycała, więc
długo chodziłam z zamiarem jej przeczytania. Opinie o niej przejrzałam dopiero
teraz i cieszę się, że nie zrobiłam tego wcześniej, bo tylko niepotrzebnie bym
się zniechęciła. Nie rozumiem skąd tyle negatywnych recenzji. Mnóstwo osób zarzuca,
że za dużo tu fikcji i teorii wyssanych z palca, tym samym wystawiając książce
jak najniższe oceny. Ale dlaczego? Przecież my kochamy fikcję! Czy obrzucamy
błotem J. K. Rowling za to, że napisała serię o chłopcu, który lata na miotle,
wymachuje patykiem, mówiąc że to magiczna różdżka, rzucając przy tym zaklęciami
i uczy się magii w Hogwarcie, do którego przyjechał pociągiem z peronu, na
który wchodzi się, wbiegając w ścianę? A może zabronimy dzieciom czytania o Piotrusiu
Panu, albo Królewnie Śnieżce, bo to też
fikcja? Książki mają przede wszystkim dostarczać nam rozrywki i rozwijać wyobraźnię.
Nikt nie mówi, że wszyscy muszą pisać o tym, co prawdziwe.
„Sophie spojrzała na Langdona niepewna, czy cofnęła się w czasie czy znalazła się w domu wariatów.”
Nie zamierzam tutaj rozpisywać
się na temat tego, czy Brown posunął się za daleko wysnuwając takie teorie, czy
nie. Dla mnie „Kod…” to świetnie skonstruowana intryga (która wbrew pozorom
wydaje się przynajmniej w jakimś stopniu prawdopodobna). Wartka akcja (24h!),
ciekawi bohaterowie, teorie spiskowe i genialne opisy dzieł sztuki oraz
architektury. Od razu zapragnęłam znaleźć się w Paryżu! Przy okazji można dowiedzieć
się wielu ciekawych rzeczy na temat symboliki, wielkich ludzi, czy początków
chrześcijaństwa. Mnie na przykład zaciekawiło pierwotne znaczenie pentagramu. Osobiście
bardzo chętnie obejrzę ekranizację książki (o czym na pewno wspomnę) i sięgnę
po inne powieści Browna. Mówcie, co chcecie, ale „Kod…” trafia do moich ulubionych
pozycji. To naprawdę świetna książka. Trzeba ją po prostu traktować z
przymrużeniem oka. Gorąco zachęcam do przeczytania. 6/6.
Ta książka czeka w kolejce na parapecie, pewnie w przyszłym miesiącu się za nią wezmę :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto!
UsuńNie czytałam, ale oglądałam. Nie brałam tego na serio tylko jako dobry pomysł na sensację. Podobało mi się. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńBardzo podobała mi się ta książka, choć autor może rzeczywiście trochę za bardzo rozpędził się ze swoją teorią. Mimo wszystko twórczość Dana Browna przypadła mi do gustu :)
OdpowiedzUsuńczytałam książkę
OdpowiedzUsuńwidziałam kilka razy film
i ogólnie dla mnie ciekawa historia :)
Niektórzy za bardzo sapią nad kontrowersyjnymi książkami, które przedstawiają odmienne poglądy. A co złego jest w tym, że autor ma jakąś inną wizję? Zgadzam się z Tobą.
OdpowiedzUsuńwritten-by-bird.blogspot.com
mnie najbardziej wciągnęła... końcówka:D
OdpowiedzUsuń