2 kwietnia 2013

Stephenie Meyer „Intruz”



Nazwisko Stephenie Meyer budzi wiele emocji. Pisarka, kojarzona głównie z sagą „Zmierzch”, ma równie wielkie grono przeciwników, co fanów. Ja sama widząc książkę jej autorstwa skrzywiłam się tylko i pomyślałam „Tylko nie znowu marmurowy Edziu!”. „Intruz” zbierał jednak ogrom pozytywnych recenzji, moja koleżanka wychwalała, więc postanowiłam przekonać się na własnej skórze. Na ekrany kin wchodzi jego ekranizacja i pamiętając, co reżyser zrobił z poprzednimi książkami autorki, postanowiłam, że tym razem najpierw ją przeczytam.

Pamiętacie filmy o obcych atakujących Ziemię? Dziwne zielone ludki robiące z ludzi niewolników, porywanie krów, wielkie koła na polach zboża, latające spodki i śluzowate potwory. Kręcicie teraz głową ze śmiechem, co? Ale co, jeśli te bajki dla dorosłych miałyby być prawdą? Może to rzeczywiście nie ludzie podbiją kosmos.

Ziemia została opanowana przez dusze. Najeźdźcy są sprytni. Atakują umysł żywiciela i sterują jego ciałem. Zanim ludzie zorientowali się w sytuacji, było już za późno. Teraz została już tylko garstka rebeliantów, walczących o przetrwanie. Jednym z nich jest Melanie. Dziewczyna zostaje jednak złapana przez wrogów i zasiedlona przez Wagabundę. To już dziewiąta planeta intruza, więc jako doświadczona dusza, został wybrany, by dowiedzieć się, gdzie znajdują się pozostali buntownicy. Nie wszystko idzie jednak po myśli Wandy. Gdy budzi się w nowym ciele, odkrywa bowiem ze zdziwieniem, że nie jest tam sama. Mel wciąż żyje i w dodatku do niej mówi! Dziewczyna podsyła Wagabundzie kolejne wspomnienia ukochanego Jareda i sprawia, że ta zaczyna sama gubić się w swoich emocjach. Wanda i Melanie razem wyruszają na poszukiwania chłopaka, którego kochają.

„Kto wie, czy na tej planecie każda radość nie musiała być okupiona taką samą ilością bólu, jak gdyby istniała jakaś tajemna waga, której szale zawsze były równe.”

Początkowo nie byłam zachwycona książką. Pamiętam, jak dzwoniłam do alice i mówiłam: „Słuchaj, te całe dusze są takimi srebrnymi robakami. Bez żywiciela są bezbronne, nie mogą nic zrobić. Przyjmują funkcje organizmu, który opanowują. Ale to jeszcze nic! Wyobraź sobie, że przemieszczają się między planetami w takich kapsułach, bo żywe organizmy za krótko żyją. Tam na miejscu, inna dusza musi je wsadzić do żywiciela, żeby nie umarły. Więc na planecie kwiatków kwiatek nr 1 wyciąga skalpelem z kwiatka nr 2 duszę i wsadza ją do kapsuły. Nie mając nawet palców! Ale to jeszcze nic! Jakimś cudem ta kapsuła leci w kosmos i dociera do planety wodorostów. Tam wodorost nr 1, który nie mówi, nie widzi, ani nie słyszy, otwiera kapsułę (też bez palców) i podobnie przy pomocy ostrych narzędzi wsadza oślizgłego srebrnego robaczka do wodorostu nr 2. Super, nie?”. To wszystko jednak przez to, że odpowiedzi na większość pytań poznajemy dopiero na końcu. Trzeba więc przeboleć absurdalny początek.

„Intruz” pozytywnie mnie zaskoczył. Okazało się, że Stephenie Meyer potrafi napisać naprawdę dobrą książkę. Mamy tutaj bardziej rozbudowane postacie, ciekawą fabułę, a co najważniejsze, to nie miłość gra tutaj pierwsze skrzypce. Oczywiście autorka nie pozbyła się całkowicie swojego zamiłowania do dziwnych rzeczy. Świecące oczy ludzi zasiedlonych przez dusze, sam wygląd pasożytów, opowieści o innych planetach, dwie osoby w jednym ciele. To wszystko jednak nie jest tak uciążliwe jak peany Edwarda w „Zmierzchu”.

Jak już wspomniałam przy opinii o naszych wampirzych gołąbeczkach, autorka ma niezwykły talent wciągania w fabułę książki. Jej lekkie pióro sprawia, że nawet nie dostrzegamy, kiedy mijają kolejne godziny. W połączeniu z niezwykłym pomysłem dostaliśmy niezły thriller sci-fi.

„Miłość ludzka była trochę nieobliczalna, nie rządziła się wyraźnymi regułami (...). A może po prostu pod jakimś względem była lepsza? Skoro ludzie potrafili tak zapalczywie nienawidzić, widocznie umieli też kochać mocniej, żywiej i płomienniej? Nie rozumiałam, czemu tak rozpaczliwie pragnę tej miłości. Wiedziałam tylko, że była warta całego ryzyka i wszystkich cierpień, jakimi ją okupiłam. Była jeszcze wspanialsza, niż myślałam. Była wszystkim".”

Dużym atutem książki są bohaterowie. Mamy Mel uwięzioną we własnym ciele i tęskniącą za swoimi bliskimi. Wanda zagubiła się w nowej sytuacji. Jest zdruzgotana okrucieństwem ludzi i jednocześnie zrozpaczona tym, że osoby na których jej zależy widzą w niej wroga. Nie zabrakło nam oczywiście facetów. Jared jest rozdarty pomiędzy chęcią zabicia pasożyta, a miłością do ciała, w którym się znajduje. Ian (mój ulubiony) dostrzega w Wandzie dobrego człowieka. Z tego wszystkiego tworzy się taki trójkącik z plusem (skoro Mel nie ma własnego ciała to ciężko jest ją policzyć). Czytelnikowi trudno jest kogokolwiek z nich nie polubić. Z jednej strony trudno nie współczuć Mel i Jaredowi. Z drugiej jednak dobroć i altruizm Wandy są urzekające.

Na uwagę zasługują również postacie drugoplanowe. Uroczy Jamie, ekscentryczny Jeb, czy irytująca Łowczyni. Każdy jest dopracowany.

„Intruz” to książka skierowana do starszego grona odbiorców niż „Zmierzch”. Stephenie Meyer pokazała, że stać ją na więcej! Nietuzinkowa, świeża opowieść o człowieczeństwie, trudnych wyborach, miłości (a jakże). Zaskakuje i wciąga. To 550 stron niesamowitej przygody. 5/6.


9 komentarzy:

  1. Nie mogę się już doczekać aż zabiorę się za tę powieść, a czeka już na półeczce na swoją kolej!
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie piszesz recenzje ;) Zachęcające, może spróbuje przeczytać. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Już nie mogę się doczekać, aż książka wpadnie w moje ręce. Oczywiście nie obejrzę filmu dopóki nie sięgnę po pierwowzór. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja siostra czytała "Intruza" już dawno, ale pamiętam, że była zachwycona. Ja też muszę zabrać się w końcu za tę powieść, bo na pewno jest tego warta. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To ciekawe, że jedna pisarka napisała tak różnie oceniane przez krytyków powieści. Chętnie przeczytałbym "Intruza".

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja Intruza czytałam zaraz po tym jak wyszedł. Na fali zmierzchomanii. I jak mówiłam że to to lepsze jest to nikt mi nie wierzył.
    Teraz eM brzmi jak stara baba ;)

    Początek tragiczny, koleżanka moja próbowała trzy razy się za to zabrać i za każdym razem poległa. Może film ja przekona. ;>

    eM w piątek idzie ;)

    Ian. Jest. Mój.
    Dziękuję za uwagę ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Już wcześniej chciałam przeczytać te książkę, ale dopiero teraz (film w kinach) zmobilizowałam się, żeby pójść do biblioteki i ją wypożyczyć. Spodziewałam się cienkiej książki (nie wiem, co ja sobie ubzdurałam) i jak zobaczyłam ten gruby tom, to się załamałam. xD
    Trochę mnie pocieszyłaś tę pozytywną recenzją, bo liczyłam na to, że książka będzie ciekawsza niż ,,Zmierzch". :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ubóstwiam tą książkę! Gdy po nią sięgnęłam nie mogłam się od niej oderwać dopóki nie przeczytałam jej do końca - skończyłam ją po 3 dniach :) Bardzo mi się podobał świat przedstawiony w ,,Intruzie" - inny, intrygujący i pełny niebezpieczeństw :) Ci, którzy jeszcze nie przeczytali książki muszą to nadrobić :) Jednak przeczytaj NAJPIERW KSIĄŻKĘ, bo po obejrzeniu filmu, czytanie ,,Intruza" nie będzie miało sensu :) Gorąco polecam tą fantastyczną książkę :) Podziwiam jej autorkę za tak bujną wyobraźnię :)
    Zajrzyj w wolnej chwili
    http://sapphire-szafir.blogspot.com/
    Zamieszczam tam kolejne rozdziały mojej książki (może Ci się spodoba)
    Pozdrawiam,
    Szafirowa

    OdpowiedzUsuń