Zazwyczaj pisząc o książce
zaczynam od kilku słów o jej fabule. I tutaj pojawia się problem, ponieważ „Ciotki”
jako takowej nie mają. Może zacznę więc od tego, że spodziewałam się po niej
czegoś zgoła innego. Książka jest zbiorem portretów osób, które pojawiły się w
dzieciństwie autorki. Każdy rozdział poświęcony jest komuś, lub czemuś, innemu.
Poczynając od rodowodu rodziny, historii
jej dziadków, przez tytułowe ciotki, aż do przyjaciół i zwierzaków. I tak oto
poznajemy silne kobiety, z różnymi doświadczeniami życiowymi. Dowiadujemy się,
co musiały przejść i jak zapamiętała je Anna Drzewiecka.
„Dzieci budują swój świat inaczej niż ludzie dorośli, bo przecież dopiero
go poznają. Tłumaczą go sobie tak, jak im na to pozwala kilkuletnie zaledwie doświadczenie
życiowe, zasłyszane opowieści ludzi dorosłych i przeczytane bajki. To świat pełen
życiowych prawd i dobrych rad, nie zawsze w pełni zrozumiałych. To świat, który
zapełniają różne dziwne stwory i który kieruje się własną, rzadko rozumianą przez
dorosłych, logiką.”
Czytając „Ciotki” czułam się
jakbym siedziała z autorką przy kawie i ciastku i oglądała zdjęcia jej rodziny.
Wbrew moim początkowym obawom, całkiem dobrze się przy tym bawiłam. Może książka
nie należy do tych, które na zawsze zostaną w moim sercu, ale na pewno nie
żałuję czasu z nią spędzonego.
Anna Drzewiecka posługuje się
prostym, ale plastycznym językiem, dzięki czemu nietrudno wyobrazić sobie opisywane
przez nią smaki, zapachy, czy sytuacje. Świetnie przedstawiła PRL-owską rzeczywistość
widzianą oczami małej dziewczynki. Od razu przypomniały mi się opowieści mojej
mamy dotyczące tamtych czasów.
„Ciotki” przypominają o
beztroskich latach dzieciństwa, kiedy znajdywało się schronienie przed złem
całego świata na gałęzi zwykłej jabłonki, stary strych zamieniał się w
najpiękniejszy pałac, a w głębokim jeziorze żyły najstraszniejsze stwory. Wywołują
uśmiech na twarzy może nie tyle przez opisane sytuacje, co przez własne
wspomnienia.
To ciepła, klimatyczna, kobieca historia.
„Zbiór wspomnień małej dziewczynki, zapisany ręką dorosłej już kobiety”. Krótka
opowieść o losach zwykłej rodziny na jeden wieczór. Może „Ciotki” nie wybijają
się specjalnie na tle innych pozycji, ale warto poświecić im trochę czasu. Moja
ocena: 4/6.
Książkę mogłam przeczytać,
dzięki uprzejmości Wydawnictwa M.
Cieszę się, że mamy podobne zdanie o tej książce. ;)
OdpowiedzUsuńJa podobnie jak osoba wyżej.
OdpowiedzUsuńTeż ją niedawno czytałam i również wyobrażałam sobie zupełnie inaczej. :)
Takie sympatyczne opowiastki dobrze się słucha i czyta. :)
OdpowiedzUsuńCzasami warto przeczytać coś, co nie ma konkretnej fabuły. Sama przeczytałam takich książek wiele i choć teraz dużo z nich nie pamiętam, pozostaje po nich miłe wspomnienie. Pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuńZapowiada się dosyć ciekawie, z chęcią sięgnę po nią :).
OdpowiedzUsuńWygląda to na dobrą lekturę na deszczowe popołudnie (takie moje skojarzenie po tym, jak napisałaś że czułaś się jakbyś siedziała z autorką przy kawie i ciastku;)
OdpowiedzUsuńCoś dla mnie :)
OdpowiedzUsuń