12 marca 2013

Robert McCammon „Magiczne lata”



„Nie śpiesz się do dorosłości. Staraj się pozostać chłopcem tak długo, jak to możliwe, bo gdy raz stracisz moc magii, na zawsze pozostaniesz żebrakiem szukających jej okruchów.”

Cory Mackenson ma dwanaście lat i mieszka w małym miasteczku Zephyr, w Alabamie. Pewnego ranka chłopiec pomaga ojcu w rozwożeniu mleka do sąsiadów. Wtedy dzieje się coś nieoczekiwanego. Po zboczu wzgórza stacza się samochód i ląduje prosto w głębokim Jeziorze Saksońskim. Tato Cory’ego śpieszy na ratunek ewentualnym ofiarom wypadku, ale na to jest już za późno. W tonącym aucie, pan Macenson znajduje tylko zmasakrowane zwłoki mężczyzny przypięte kajdankami do kierownicy. Ten widok będzie go nawiedzał jeszcze przez długi czas w snach. Cory jest przekonany, że w czasie zdarzenia widział postać w czarnym płaszczu, przypatrującą się wszystkiemu. Ale czy to aby na pewno nie był po prostu wytwór jego wyobraźni? Chłopiec nie potrafi znieść myśli, że w jego ukochanym Zephyr może grasować morderca, więc postanawia rozwikłać zagadkę. Czy uda się to zwykłemu dwunastolatkowi z zielonym piórkiem jako jedyną poszlaką?

Pomimo wskazującego na to opisu, „Magiczne lata” mają niewiele wspólnego z kryminałem. Owszem, mamy tutaj okrutne morderstwo, niezidentyfikowaną ofiarę, kilka poszlak, a nawet policjanta. To jednak tylko otoczka, pretekst do napisania urzekającej historii o dojrzewaniu. Wątek zabójstwa gdzieś tam się pojawia i znika. Wplata się w fabułę, ale to nie on gra tu pierwsze skrzypce.

„Istnieją rzeczy o wiele gorsze niż te, jakie widzi się w filmach o potworach. Niektóre koszmary wykraczają poza ekran czy stronice książki i przychodzą do twojego domu, uśmiechają się drwiąco z twarzy ukochanej osoby.”

Dzięki gawędziarskiemu stylowi McCommona nie zwraca się uwagi, że książka liczy ponad sześćset stron. Pisana jest z punktu widzenia Cory’ego, co sprawia, że czytelnik często musi przebrnąć przez podkoloryzowane zdarzenia, by odnaleźć sedno sprawy. Autor posługuje się plastycznym językiem. Bardzo wyraziście opisał życie w małym miasteczku, tworząc tak realistyczne obrazy, że nie trudno jest wtopić się w ten świat.

„Magiczne lata” to prawdziwe arcydzieło! Autor pokazał, że nawet prosta historia, napisana nieskomplikowanym językiem może być wartościową książką. Szalone przygody Cory’ego sprawiają, że uśmiech sam wypływa na twarz czytelnika. To opowieść o dorastaniu, w każdym aspekcie tego słowa. O problemach codziennego życia, o tym, jak z biegiem czasu człowiek się zmienia. Ta książka to przyjaciel, który przypomina nam o zarówno beztroskich, jak i tych traumatycznych momentach naszego dzieciństwa. Uświadamia nam, że w każdym z nas, gdzieś tam, kryje się mały chłopiec lub dziewczynka.

„- Mogą wyglądać dorośle - mówiła pani Neville - ale to tylko pozory. To glina, która oblepia ich z biegiem czasu. Mężczyźni i kobiety w głębi serca są wciąż dziećmi. Nadal chcieliby się bawić i skakać, ale ciężka glina im na to nie pozwala. Mają ochotę zrzucić kajdany, jakie nałożył im świat, zdjąć zegarki, krawaty i niedzielne buty i chociaż przez jeden dzień potaplać się na golasa w sadzawce. Chcieliby się poczuć wolni, a równocześnie wiedzieć, że w domu są mamusia i tatuś, którzy się wszystkim zajmą i zawsze będą ich kochać. Nawet w najgorszym na świecie człowieku, kryje się mały, przestraszony chłopczyk, który wciska się w kąt, żeby go nikt nie skrzywdził.”

„Magiczne lata” to jedna z niewielu książek, do której, mogę powiedzieć z czystym sumieniem, kiedyś na pewno wrócę. Być może teraz jestem za młoda, żeby w pełni ją docenić, ale wiem, że na długo pozostanie w moim sercu. Myślę, że to pozycja obowiązkowa dla każdego. Prosta i prawdziwa. 6/6.

3 komentarze:

  1. Bardzo podobał mi się ta książka, naprawdę jest magiczna, ponieważ dzięki niej udało mi się wrócić do swoich szczenięcych lat :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tytuł zapisuję i wkrótce się za nią rozejrzę. Twoja recenzja brzmi zachęcająco, a skoro można nazwać książkę McCommona arcydziełem, nie potrafię przejść obok niej obojętnie. ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń