„(...)-Ale to nie szkodzi, bo rzeczy, którymi się martwisz, prawie
nigdy się nie zdarzają, prawda? -Tak-przyznała dziewczynka.-Ale rzeczy, o
których marzę, też się nie zdarzają.”
Minęło zaledwie siedem miesięcy
od powstania ETAP-u, ale dla mieszkańców Perdido Beach ten czas wydaje się
wiecznością. Ludzie się zmienili. To nie są już te same przerażone, osamotnione
dzieci, co na początku. Przystosowały się do nowej sytuacji, nauczyły się radzić
sobie same. Bez problemu posługują się bronią. Sięgają po alkohol, narkotyki. Ale
to nie zmienia faktu, że to wciąż tylko dzieci…
„(...) jak to 'dziwnego'? Przecież w ETAP-ie wszystko jest dziwne.”
W mieście opanowano problem
głodu, wprowadzono nową walutę, rada pracuje nad stworzeniem ogólnych zasad. Gaiaphage
jest już tylko koszmarem należącym do przeszłości. Najgorszym problemem wydaje
się być grupa „ludzi” pod przewodnictwem Zila uparcie próbująca walczyć z
odmieńcami. Sytuacji nie poprawia fakt braku prądu i dostępu do bieżącej wody,
czy kończących się zapasów benzyny. Pozostaje jeszcze Coates Academy – tam sprawy
mają się najgorzej. Głód zmusza Caina i jego ludzi do kanibalizmu.
Sprawy się komplikują, kiedy w
Perdido pojawia się całkiem żywa Brittney. Nie byłoby w tym nic niezwykłego,
gdyby nie to, że niedawno została pochowana. Zaczynają też krążyć plotki o
powrocie Drake’a. Na domiar złego, Orsay zostaje Prorokinią - twierdzi, że
widzi sny ludzi poza barierą i przekonuje dzieciaki do „puf” w piętnaste
urodziny.
„Sam ruszył w stronę domu Brianny. Brittney poszła za nim. Absolutna
normalka, pomyślał Howard, idąc za nimi. Po prostu kolejny spacerek z trupem.”
Co tak naprawdę znajduje się poza
barierą? Gdzie podziali się ci, którzy „wypadli”? Komu można uwierzyć?
Trzecia część utrzymała poziom
serii. Przyznaję, że początkowo podchodziłam do niej dość sceptycznie. Pomysł
marszu trupów nie za bardzo mi się podobał. Jak zawsze jednak, Michael Grant mnie
nie zawiódł i sprawił, że nie mogłam oderwać się od jego książki.
Autor wciąga nas w swoją grę. Mami
wizjami Orsay, po czym otrzeźwia realistycznymi wykładami Astrid. Sprawia, że
podobnie jak bohaterowie, sami nie wiemy, w co wierzyć. Pojawiają się tutaj refleksje
na temat śmierci i tego, co po niej następuje.
„Ale kiedy rzeczywistość była beznadziejna, fantazja stawała się niemal
niezbędna”
„Gone” to seria, która pod
przykrywką fantastyki – potwora żyjącego pod ziemią i karmiącego się uranem,
dzieciaków strzelających z rąk światłem, czy zmarłych wstających z grobów –
jest inteligentną relacją zachowań ludzi zamkniętych w określonej przestrzeni i
zupełnie odizolowanych od świata. Ukazuje etapy radzenia sobie zarówno
społeczeństwa, jak i pojedynczych jednostek z dramatyczną sytuacją. Pod tym
względem przypomina mi nieco „Dżumę” Alberta Camusa, tyle, że jest napisana w o
wiele bardziej przystępny i ciekawy sposób.
„Prawdziwy bohater wie, kiedy odejść.”
Jako, że głównymi bohaterami są
zwykłe dzieci, mamy tutaj do czynienia z motywem wcześniejszego dorastania. Grant
zwraca również uwagę na problem uzależnienia młodego człowieka od technologii –
telefonów komórkowych, komputera, gier.
Mamy tutaj cały wachlarz różnych
postaci i ich skomplikowanych portretów psychologicznych. Sam w tej części zaczyna
się załamywać. Rada odsuwa go stopniowo od władzy, a bezczynność coraz bardziej
frustruje chłopaka. Astrid za wszelką cenę stara się przejąć kontrolę. Bliżej
poznamy również m.in. Zila i dowiemy się jakie motywy nim kierują. Pojawi się również
sporo nowych postaci.
„-Tak, Sam, nadal jesteś potrzebny. Jesteś jak Bóg dla nas zwykłych śmiertelników.
Nie możemy bez ciebie żyć. Świątynię zbudujemy później. Zadowolony?”
„Gone” napisane jest prostym
językiem, ale to z pewnością nie jest seria tylko dla młodzieży. „Kłamstwa”
trzymają poziom. Mogę nawet powiedzieć, że podobały mi się bardziej, niż
poprzednia część. Brutalne i realne. 6/6.