31 maja 2013

John Harding „Siostrzyca”




Dwunastoletnia Florence mieszka wraz z ośmioletnim bratem w starym dworze, Blithe House. Ich dni mijają na beztroskiej zabawie pod czujnym okiem służby. Prawnym opiekunem dzieci jest ich wuj, który nie przejmuje się nimi na tyle, by je poznać. Ma jednak pewne zastrzeżenie, co do wychowania podopiecznych - przez swoją awersję do wykształconych kobiet, zabrania Florence się uczyć. Nie wie jednak, że zakaz przyniósł odwrotny do zamierzonego skutek i dziewczynka sama rozszyfrowała język książek.



Wkrótce Giles zostaje wysłany do szkoły z internatem. Czas Florence upływa na spotkaniach z młodym sąsiadem, paniczem Theo van Hoosierem oraz na czytaniu.



Kiedy brat Flo wraca do domu, a jego nowa guwernantka, jak ujęła to dziewczynka, utragicznia się na jeziorze, na jej miejsce przybywa następna – tajemnicza panna Taylor. Florence jest przekonana, że kobieta chce skrzywdzić jej brata i postanawia za wszelką cenę jej w tym przeszkodzić.



 „Siostrzyca” to fenomenalny debiut i jedna z najbardziej osobliwych książek, jakie ostatnio czytałam. Autor niezwykle umiejętnie buduje klimat XIX-wiecznego dworu pełnego skrzypiących podłóg, po którym w nocy krąży pewna lunatykująca dziewczynka, a każde lustro kryje w sobie tajemnicę. Hipnotyzuje nas przedstawionym światem i nie pozwala oderwać się od lektury.



Narratorką i jednocześnie najważniejszą bohaterką jest inteligentna i pomysłowa Florence. Przez jej fascynację książkami i urzekający sposób bycia trudno jej nie polubić, ale nie można także zaliczyć jej do grona słodkich, małych dziewczynek. Dzięki wymyślanym przez nią neologizmom typu „podłużkować”, czy „sposobnić” jeszcze lepiej poznajemy jej skomplikowaną psychikę i stworzony przez nią świat. Jednocześnie są one humorystycznym akcentem książki.



Fabuła jest złożona i pełna niedomówień. John Harding wciąga nas w grę psychologiczną. Przez cały czas czytelnik zastanawia się, czy Florence postradała zmysły, czy to wszyscy wokół są szaleni i tylko ona dostrzega zagrożenie. Wiele wątków zostaje porzuconych i nawet zakończenie nie daje jasnej odpowiedzi. Autor zmusza nas do wyrobienia sobie własnego zdania.



Cała książka napawa nas niepokojem właściwym powieści gotyckiej. Z każdą kolejną stroną coraz wyraźniej dostrzegamy widmo nadciągającej tragedii i kiedy już jesteśmy przekonani, że wiemy, co się za chwilę wydarzy, zostajemy kompletnie zaskoczeni zwrotem akcji.



Kolejne wydarzenia najpierw potęgują w nas wrażenie niepokoju i frustracji, by potem wprawić nas w osłupienie chłodno opisanym zakończeniem. „Siostrzyca” pozostawia nas z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami i niechęcią do luster.



To książka o sile siostrzanej miłości, o tym, do czego może doprowadzić obsesja, szaleństwie, duchach i przede wszystkim o tym, że nie wszystko jest tylko białe lub czarne. Dokładny portret psychologiczny dwunastolatki jedynej w swoim rodzaju. Szalonej? O tym zdecydujcie sami. Nie spodziewałam się, że „Siostrzyca” będzie aż tak dobra. Jeżeli szukacie oryginalnej powieści wyróżniającej się na tle innych, to dobrze trafiliście. 5,5/6.

<a href="http://www.bloglovin.com/blog/3899361/?claim=yf95ve6atsb">Follow my blog with Bloglovin</a>

17 maja 2013

Michael Grant „GONE: Zniknęli Faza trzecia: Kłamstwa”



„(...)-Ale to nie szkodzi, bo rzeczy, którymi się martwisz, prawie nigdy się nie zdarzają, prawda? -Tak-przyznała dziewczynka.-Ale rzeczy, o których marzę, też się nie zdarzają.”

Minęło zaledwie siedem miesięcy od powstania ETAP-u, ale dla mieszkańców Perdido Beach ten czas wydaje się wiecznością. Ludzie się zmienili. To nie są już te same przerażone, osamotnione dzieci, co na początku. Przystosowały się do nowej sytuacji, nauczyły się radzić sobie same. Bez problemu posługują się bronią. Sięgają po alkohol, narkotyki. Ale to nie zmienia faktu, że to wciąż tylko dzieci…

„(...) jak to 'dziwnego'? Przecież w ETAP-ie wszystko jest dziwne.”

W mieście opanowano problem głodu, wprowadzono nową walutę, rada pracuje nad stworzeniem ogólnych zasad. Gaiaphage jest już tylko koszmarem należącym do przeszłości. Najgorszym problemem wydaje się być grupa „ludzi” pod przewodnictwem Zila uparcie próbująca walczyć z odmieńcami. Sytuacji nie poprawia fakt braku prądu i dostępu do bieżącej wody, czy kończących się zapasów benzyny. Pozostaje jeszcze Coates Academy – tam sprawy mają się najgorzej. Głód zmusza Caina i jego ludzi do kanibalizmu.

Sprawy się komplikują, kiedy w Perdido pojawia się całkiem żywa Brittney. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że niedawno została pochowana. Zaczynają też krążyć plotki o powrocie Drake’a. Na domiar złego, Orsay zostaje Prorokinią - twierdzi, że widzi sny ludzi poza barierą i przekonuje dzieciaki do „puf” w piętnaste urodziny.

„Sam ruszył w stronę domu Brianny. Brittney poszła za nim. Absolutna normalka, pomyślał Howard, idąc za nimi. Po prostu kolejny spacerek z trupem.”

Co tak naprawdę znajduje się poza barierą? Gdzie podziali się ci, którzy „wypadli”? Komu można uwierzyć?

Trzecia część utrzymała poziom serii. Przyznaję, że początkowo podchodziłam do niej dość sceptycznie. Pomysł marszu trupów nie za bardzo mi się podobał. Jak zawsze jednak, Michael Grant mnie nie zawiódł i sprawił, że nie mogłam oderwać się od jego książki.

Autor wciąga nas w swoją grę. Mami wizjami Orsay, po czym otrzeźwia realistycznymi wykładami Astrid. Sprawia, że podobnie jak bohaterowie, sami nie wiemy, w co wierzyć. Pojawiają się tutaj refleksje na temat śmierci i tego, co po niej następuje.

„Ale kiedy rzeczywistość była beznadziejna, fantazja stawała się niemal niezbędna”

„Gone” to seria, która pod przykrywką fantastyki – potwora żyjącego pod ziemią i karmiącego się uranem, dzieciaków strzelających z rąk światłem, czy zmarłych wstających z grobów – jest inteligentną relacją zachowań ludzi zamkniętych w określonej przestrzeni i zupełnie odizolowanych od świata. Ukazuje etapy radzenia sobie zarówno społeczeństwa, jak i pojedynczych jednostek z dramatyczną sytuacją. Pod tym względem przypomina mi nieco „Dżumę” Alberta Camusa, tyle, że jest napisana w o wiele bardziej przystępny i ciekawy sposób.

„Prawdziwy bohater wie, kiedy odejść.”

Jako, że głównymi bohaterami są zwykłe dzieci, mamy tutaj do czynienia z motywem wcześniejszego dorastania. Grant zwraca również uwagę na problem uzależnienia młodego człowieka od technologii – telefonów komórkowych, komputera, gier.

Mamy tutaj cały wachlarz różnych postaci i ich skomplikowanych portretów psychologicznych. Sam w tej części zaczyna się załamywać. Rada odsuwa go stopniowo od władzy, a bezczynność coraz bardziej frustruje chłopaka. Astrid za wszelką cenę stara się przejąć kontrolę. Bliżej poznamy również m.in. Zila i dowiemy się jakie motywy nim kierują. Pojawi się również sporo nowych postaci.

„-Tak, Sam, nadal jesteś potrzebny. Jesteś jak Bóg dla nas zwykłych śmiertelników. Nie możemy bez ciebie żyć. Świątynię zbudujemy później. Zadowolony?”

„Gone” napisane jest prostym językiem, ale to z pewnością nie jest seria tylko dla młodzieży. „Kłamstwa” trzymają poziom. Mogę nawet powiedzieć, że podobały mi się bardziej, niż poprzednia część. Brutalne i realne. 6/6.

8 maja 2013

Meredith Goldstein „Single”

Na studiach ludzie poznają nowych znajomych, zawierają przyjaźnie, o których będą pamiętać przez resztę życia. Zakochują się. Mijają lata, trzeba opuścić uczelnie. Pary się rozstają, koledzy rozchodzą w różne strony. Każdy zaczyna nowe, dorosłe życie. Idzie swoją drogą, robi karierę.

Nadchodzi jednak dzień, w którym dostaje się zaproszenie na ślub koleżanki ze studiów. Wtedy człowiek przypomina sobie o starych znajomych. Jedzie pochwalić się gromadką dzieci, śliczną partnerką, dobrze płatną posadą.

Są też tacy, którym w życiu się nie powiodło. Wciąż żyją młodzieńczymi miłościami, nie mogą pogodzić się z przeszłością. Mowa tu o kłopotliwych singlach, kiedyś nazywanych starymi pannami, czy kawalerami. Na weselu Bee również ich nie brakuje. Hannah musi oglądać swojego byłego w objęciach nowej dziewczyny; Vicki zmaga się z depresją; Phil sam nie wie, co robi na tym weselu; wujek Joe przyjechał tylko przez wzgląd na ukochaną bratanicę; a Rob postanowił wymigać się od udziału w imprezie.

Dochodzi do nieuniknionych konfrontacji. Być może nie tylko dla państwa młodych ta noc okaże się przełomowym momentem życia.

Spodziewałam się po tej książce czegoś w stylu amerykańskich komedii romantycznych. Dostałam jednak mądrą, słodko-gorzką historię o problemach zwykłych ludzi.

Meredith Goldstein posługuje się prostym i przystępnym językiem. Narracja jest trzecioosobowa, jednak każdy rozdział pisany jest oczami kolejnego singla. Możemy poznać przeszłość każdego z nich i zobaczyć różne sytuacje z kilku punktów widzenia.

Postacie są niezwykle barwne i różne. Obrazują odmienne życiowe problemy, postawy i pragnienia. Każde z naszych singli potrzebuje czego innego. Wszyscy jednak walczą o to samo – szczęście.

„Single” to ciepła opowieść o samotności, przyjaźni i potrzebie miłości. Pełna subtelnego humoru i przede wszystkim opisująca prawdziwe problemy. Skierowana głównie do kobiet obyczajówka. Momentami przewidywalna, ale można przy niej miło spędzić czas. 4/6.

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu M.

1 maja 2013

Amanda Hocking „Zamieniona”


„Zamieniona” wywołała sensację w świecie książek. Autorka we własnym zakresie opublikowała e-booki, które sprzedały się w ponad 1 000 000 egzemplarzy. Wydawnictwa biły się o prawa do druku. Świeży pomysł przyciągał rzesze fanów. Zewsząd sypały się pozytywne opinie. Na własnej skórze postanowiłam więc przekonać się na czym polega FENOMEN tej książki.



W szóste urodziny Wendy, matka dziewczynki próbowała ją zabić, twierdząc, że dziecko jest potworem i zamordowało jej prawdziwego syna. Ponad dziesięć lat później nastolatka przysparza samych problemów wychowawczych swojej ciotce i starszemu bratu. Rodzina zmuszona jest do ciągłych przeprowadzek, bo Wendy, przez różne wybryki, wciąż wyrzucana jest z kolejnych szkół. Nasza mała buntowniczka, która odkryła u siebie zdolności perswazji, trafia do nowego liceum. Tam poznaje (a jakże!) tajemniczego przystojniaka, Finna.



Brzmi ciekawie? Myślicie sobie, że zapowiada się kolejny niezły paranormal romance? Taa… Ja też tak sądziłam.



„Cały czas na mnie patrzył. To pewnie cholerny socjopata. Najgorsze, że uznałam, iż to urocze.”



Finn chodzi do tej samej szkoły, co Wendy od tygodnia. Przez ten czas para nie zamieniła ze sobą ani słowa. To nie przeszkadza jednak chłopakowi psychopatycznie gapić się na główną bohaterkę. W końcu dochodzi jednak do pierwszej rozmowy:

- Ciągle się na mnie gapisz.

- Bo przede mną stoisz.

- Ale czemu to robisz?

- Jak chcesz, to przestanę.

- Nie to powiedziałam.

Po tak pasjonującej konwersacji następuje akt II: szkolna dyskoteka. Mamy kolejną podobnie rozbudowaną dyskusję i (tamtararam!) romantyczny taniec. Jest nastrój, dobra muzyka, wyraźnie czuć chemię. Nagle przystojniaczek mówi, że poprosił Wendy do tańca bo wyglądała na zdesperowaną, więc się nad nią zlitował. Ta, roztrzęsiona i zraniona, obraża go i ucieka do domu. [Do tej pory zachowanie dziewczyny wydaje się całkiem logiczne. Ale, zważając na głęboką relację łączącą bohaterów, kiedy później przeczytałam słowa odnoszące się do tej sytuacji - „Czuwał nade mną, zadbał, bym go polubiła, a gdy się zakochałam(!!!), dopilnował, żebym wiedziała, gdzie jest moje miejsce.” – po prostu, ręce mi opadły.] Po jakimś czasie do okna jej pokoju puka Finn. Przeprasza za to, co powiedział i wyskakuje z informacją, że dziewczyna jest Tryllem (taki nowoczesny troll), została podrzucona jako niemowlę obcym ludziom, a jego zadaniem jest przyprowadzić ją do rodzinnej osady. W tym momencie, ja wyrzuciłabym faceta z domu podejrzewając go o poważną chorobę psychiczną. Ale nasza kochana Wendy przyjmuje to ze stoickim spokojem i odmawia udziału w podróży. Bo przecież upodobanie do chodzenia boso jest wystarczającym dowodem, że nie jest się człowiekiem.



Przyznaję, że (dużo) później książka się powoli rozkręca i przy końcu autorce udało się mnie nawet zaciekawić. To nie przyćmiło jednak absurdu i sztuczności sytuacji i zachowań bohaterów.



Amanda Hocking osiągnęła efekt, z jakim, myślałam, że w życiu się nie spotkam. Otóż, główna bohaterka i jednocześnie narratorka była równie irytująca i naiwna, co Bella w „Zmierzchu”. Jej idiotyczne zachowanie i peany o facecie, którego ledwo zna sprawiły, że czytając książkę, stale wywracałam oczami. Jej reakcje były dziecinne, a na domiar złego, dziewczyna każdego poznanego faceta rozpatrywała pod kątem potencjalnego chłopaka (pomimo swojej wielkiej miłości do Finna!). W wampirzej sadze, sytuację ratowało jednak lekkie pióro autorki. Tutaj, nic nie mogło pomóc.



Język jest prosty, ale budowane zdania wydają się być wymuszone i nienaturalne. Dialogi są pozbawione sensu. Wątek miłosny, co rzadko zdarza się w tego typu książkach, jest wręcz żałosny i śmieszny.



Pomysł był dobry, przyznaję. W czasie, kiedy modne były wampiry i wilkołaki, książka o trollach była ciekawą odmianą. Smaczku dodawał fakt, że ten „drugi”, ukryty świat wcale nie wydawał się taki kolorowy, jak można by się było tego spodziewać. Ciekawa koncepcja została jednak „zabita” przez wykonanie. Autorka zamiast napisać ciut dłuższą książkę, w której dostalibyśmy realne emocje dziewczyny, która znalazła się w takiej sytuacji, dała nam idiotyczną opowiastkę jakich wiele. Historia byłaby dużo ciekawsza, gdyby „wielka miłość” nie grała tutaj pierwszych skrzypiec.



„Zamieniona” to płytka i naiwna książka dla niewymagającego czytelnika. Nie zrozumcie mnie źle. Jak każdy, lubię lekkie, niezobowiązujące lektury, które pozwalają zapomnieć o codziennych problemach. Nie jestem jednak w stanie wybaczyć tej pozycji głupoty. Amanda Hocking napisała jeden z najbardziej idiotycznych paranormal romance, jakie czytałam. Po kolejne części raczej nie sięgnę, chyba, że będę skrajnie zdesperowana. Porażka! 1/6.





***

Wiem, że ostatnio się nie odzywałam, ale miałam urwanie głowy w szkole. Mam dwie zaległe książki do zrecenzowania i już dawno chciałam napisać swoje wrażenia po obejrzeniu ekranizacji „Intruza”. Niebawem dodam też stosik z prezentami urodzinowymi. :)