29 marca 2013

Stosik marcowy



Zamiast recenzji przedstawiam Wam dzisiaj moje marcowe nabytki. Kilka książek kupiłam sama, kilka przyszło mi do recenzji i oczywiście parę pożyczyłam. Widzicie coś dla siebie?


  1. Jacek Gertner „Pan Przypadek i trzynastka” – od autora
  2. Sophie Jordan „Ognista” – pożyczone od alice
  3. Ransom Riggs „Osobliwy dom pani Peregrine” – j.w.
  4. Anna Drzewicka „Ciotki” – od wydawnictwa M (RECENZJA)
  5. Meredith Goldstein „Single” – j.w.
  6. Amanda Hocking “Zamieniona” – znalezione w antykwariacie
  7. Natascha Kampusch „3096 dni” – j.w.
  8. Ally Condie „Dobrani” – z biblioteki
  9. Stephenie Meyer „Intruz” – pożyczone od koleżanki
  10. Alan Hollinghurst „Obce dziecko”


Kurka jest jednym z szydełkowych dzieł mojej utalentowanej sąsiadki. ;)  

23 marca 2013

Anna Drzewiecka „Ciotki”

Zazwyczaj pisząc o książce zaczynam od kilku słów o jej fabule. I tutaj pojawia się problem, ponieważ „Ciotki” jako takowej nie mają. Może zacznę więc od tego, że spodziewałam się po niej czegoś zgoła innego. Książka jest zbiorem portretów osób, które pojawiły się w dzieciństwie autorki. Każdy rozdział poświęcony jest komuś, lub czemuś, innemu. Poczynając od  rodowodu rodziny, historii jej dziadków, przez tytułowe ciotki, aż do przyjaciół i zwierzaków. I tak oto poznajemy silne kobiety, z różnymi doświadczeniami życiowymi. Dowiadujemy się, co musiały przejść i jak zapamiętała je Anna Drzewiecka.


„Dzieci budują swój świat inaczej niż ludzie dorośli, bo przecież dopiero go poznają. Tłumaczą go sobie tak, jak im na to pozwala kilkuletnie zaledwie doświadczenie życiowe, zasłyszane opowieści ludzi dorosłych i przeczytane bajki. To świat pełen życiowych prawd i dobrych rad, nie zawsze w pełni zrozumiałych. To świat, który zapełniają różne dziwne stwory i który kieruje się własną, rzadko rozumianą przez dorosłych, logiką.”

Czytając „Ciotki” czułam się jakbym siedziała z autorką przy kawie i ciastku i oglądała zdjęcia jej rodziny. Wbrew moim początkowym obawom, całkiem dobrze się przy tym bawiłam. Może książka nie należy do tych, które na zawsze zostaną w moim sercu, ale na pewno nie żałuję czasu z nią spędzonego.

Anna Drzewiecka posługuje się prostym, ale plastycznym językiem, dzięki czemu nietrudno wyobrazić sobie opisywane przez nią smaki, zapachy, czy sytuacje. Świetnie przedstawiła PRL-owską rzeczywistość widzianą oczami małej dziewczynki. Od razu przypomniały mi się opowieści mojej mamy dotyczące tamtych czasów.

„Ciotki” przypominają o beztroskich latach dzieciństwa, kiedy znajdywało się schronienie przed złem całego świata na gałęzi zwykłej jabłonki, stary strych zamieniał się w najpiękniejszy pałac, a w głębokim jeziorze żyły najstraszniejsze stwory. Wywołują uśmiech na twarzy może nie tyle przez opisane sytuacje, co przez własne wspomnienia.

To ciepła, klimatyczna, kobieca historia. „Zbiór wspomnień małej dziewczynki, zapisany ręką dorosłej już kobiety”. Krótka opowieść o losach zwykłej rodziny na jeden wieczór. Może „Ciotki” nie wybijają się specjalnie na tle innych pozycji, ale warto poświecić im trochę czasu. Moja ocena: 4/6.

Książkę mogłam przeczytać, dzięki uprzejmości Wydawnictwa M.

19 marca 2013

Beth Revis „W otchłani”



Siedemnastoletnia Amy i jej rodzice zostali zamrożeni. Poddani hibernacji mają spędzić w kriokomorach następne trzysta lat na pokładzie statku kosmicznego, którego celem jest nowo odkryta planeta. Po trzystuletniej podróży, pasażerowie mają zostać odmrożeni i dopełnić misji zaludnienia nowej Ziemi. Na statku lecą również ludzie, których zadaniem jest opieka nad ładunkiem i „Błogosławionym”. Pracują nad tym, by jak najlepiej przygotować się do warunków, jakie mogą ich czekać na nieznanej planecie. Władzę absolutną sprawuje tam despotyczny Najstarszy. Jego następcą jest Starszy – urodzony siedemnaście lat przed swoim pokoleniem.

Amy zostaje obudzona 50 lat za wcześnie. Szybko staje się jasne, że to nie był zwykły błąd systemu. Ktoś próbował ją zabić. Rozpoczyna się fala morderstw. Ktoś z załogi statku odłącza zamrożonych pozostawiając ich na pewną śmierć. Amy musi znaleźć sprawcę, nim ten dopadnie jej rodziców. W rozwiązaniu zagadki postanawia pomóc jej zafascynowany nią Starszy. Czas ucieka, ofiar jest coraz więcej. Jakie tajemnice skrywa Najstarszy? Dlaczego mieszkańcy statku zachowują się tak dziwnie? Rzeczywistość może okazać się gorsza od ich najśmielszych przypuszczeń…

„(…) bo właśnie takie są sny: przeplatają się ze wspomnieniami i scenami, lecz nigdy nie są prawdziwe. I właśnie za to ich nienawidzę.”

„W otchłani” to połączenie powieści since – fiction, antyutopii, oraz świetnie skonstruowanego thrillera. Beth Revis wykorzystała trochę już oklepane tematy i nadała im powiew świeżości. Historii o podróżach kosmicznych, zaludnianiu nowej planety, zamrażaniu ludzi, czy modyfikacjach genetycznych jest mnóstwo. Sztuką jest więc poruszenie tych tematów tak, by nikt nie miał wrażenia, że już gdzieś to czytał. Autorka z klasą stanęła jednak na wysokości zadania.

Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, na zmianę, przez Amy i Starszego. Dzięki temu poznajemy dwa różne punkty widzenia. Dziewczyny, która całe życie spędziła na Ziemi, codziennie oglądając prawdziwe Słońce i wdychając świeże powietrze. Widziała świat pełen różnic etnicznych i poglądowych. I chłopaka, który urodził się na statku. Przez całe życie oglądał te same miejsca. Nigdy nie czuł powiewu wiatru na swojej skórze, nie widział zmieniających się pór roku. Dzięki temu zabiegowi możemy dokładnie poznać sytuację panującą na „Błogosławionym”.

„I wtedy dotarła do mnie najważniejsza prawda o życiu na tym statku.
Tu nie było dokąd uciec.”

Autorka zadbała, by wykreowani przez nią bohaterowie mieli również głębię psychologiczną. Świetnie pokazała psychikę przerażonej Amy, która nagle budzi się wśród obcych ludzi i dowiaduje się, że przez najbliższe 50 lat nie będzie mogła zobaczyć swoich rodziców. W dodatku ten czas zmuszona jest spędzić na niewielkim dla niej statku, który rządzi się dziwnymi prawami. Starszy natomiast to zagubiony chłopak, który nie do końca wie, czy sprawdzi się kiedyś w narzuconej mu roli przywódcy „Błogosławionego”. Poznajemy też motywy Najstarszego, obarczonego odpowiedzialnością za powodzenie misji, czy Harley’a, artysty, który nosi w sobie blizny ponurej przeszłości.

Na korzyść książki przemawia to, że głównym tematem nie jest uczucie rodzące się pomiędzy Amy, a Starszym. Wątek romantyczny jest jedynie subtelnym tłem fabuły. Na pierwszy plan wychodzą intrygi Najstarszego i Doktorka, trudna sytuacja Amy i wątpliwości Starszego.

„Żeby zrozumieć, jak ważne jest niebo, musiałam je najpierw stracić.”

Mimo, że rozwiązania głównej zagadki domyśliłam się bardzo szybko, „W otchłani” nie raz mnie zaskoczyła. To książka o władzy, trudnych wyborach, odpowiedzialności, ale też o marzeniach i życiu w imię idei. To idealna lektura dla kogoś, szukającego czegoś nowego. Wciąga i intryguje. Dodatkowo plastyczny język sprawia, że nietrudno wyobrazić sobie scenerię wydarzeń, czy poczuć emocje targające bohaterami. Z niecierpliwością czekam na kolejne części trylogii. 5/6.



W otchłani | Milion słońc | Shades of Earth

12 marca 2013

Robert McCammon „Magiczne lata”



„Nie śpiesz się do dorosłości. Staraj się pozostać chłopcem tak długo, jak to możliwe, bo gdy raz stracisz moc magii, na zawsze pozostaniesz żebrakiem szukających jej okruchów.”

Cory Mackenson ma dwanaście lat i mieszka w małym miasteczku Zephyr, w Alabamie. Pewnego ranka chłopiec pomaga ojcu w rozwożeniu mleka do sąsiadów. Wtedy dzieje się coś nieoczekiwanego. Po zboczu wzgórza stacza się samochód i ląduje prosto w głębokim Jeziorze Saksońskim. Tato Cory’ego śpieszy na ratunek ewentualnym ofiarom wypadku, ale na to jest już za późno. W tonącym aucie, pan Macenson znajduje tylko zmasakrowane zwłoki mężczyzny przypięte kajdankami do kierownicy. Ten widok będzie go nawiedzał jeszcze przez długi czas w snach. Cory jest przekonany, że w czasie zdarzenia widział postać w czarnym płaszczu, przypatrującą się wszystkiemu. Ale czy to aby na pewno nie był po prostu wytwór jego wyobraźni? Chłopiec nie potrafi znieść myśli, że w jego ukochanym Zephyr może grasować morderca, więc postanawia rozwikłać zagadkę. Czy uda się to zwykłemu dwunastolatkowi z zielonym piórkiem jako jedyną poszlaką?

Pomimo wskazującego na to opisu, „Magiczne lata” mają niewiele wspólnego z kryminałem. Owszem, mamy tutaj okrutne morderstwo, niezidentyfikowaną ofiarę, kilka poszlak, a nawet policjanta. To jednak tylko otoczka, pretekst do napisania urzekającej historii o dojrzewaniu. Wątek zabójstwa gdzieś tam się pojawia i znika. Wplata się w fabułę, ale to nie on gra tu pierwsze skrzypce.

„Istnieją rzeczy o wiele gorsze niż te, jakie widzi się w filmach o potworach. Niektóre koszmary wykraczają poza ekran czy stronice książki i przychodzą do twojego domu, uśmiechają się drwiąco z twarzy ukochanej osoby.”

Dzięki gawędziarskiemu stylowi McCommona nie zwraca się uwagi, że książka liczy ponad sześćset stron. Pisana jest z punktu widzenia Cory’ego, co sprawia, że czytelnik często musi przebrnąć przez podkoloryzowane zdarzenia, by odnaleźć sedno sprawy. Autor posługuje się plastycznym językiem. Bardzo wyraziście opisał życie w małym miasteczku, tworząc tak realistyczne obrazy, że nie trudno jest wtopić się w ten świat.

„Magiczne lata” to prawdziwe arcydzieło! Autor pokazał, że nawet prosta historia, napisana nieskomplikowanym językiem może być wartościową książką. Szalone przygody Cory’ego sprawiają, że uśmiech sam wypływa na twarz czytelnika. To opowieść o dorastaniu, w każdym aspekcie tego słowa. O problemach codziennego życia, o tym, jak z biegiem czasu człowiek się zmienia. Ta książka to przyjaciel, który przypomina nam o zarówno beztroskich, jak i tych traumatycznych momentach naszego dzieciństwa. Uświadamia nam, że w każdym z nas, gdzieś tam, kryje się mały chłopiec lub dziewczynka.

„- Mogą wyglądać dorośle - mówiła pani Neville - ale to tylko pozory. To glina, która oblepia ich z biegiem czasu. Mężczyźni i kobiety w głębi serca są wciąż dziećmi. Nadal chcieliby się bawić i skakać, ale ciężka glina im na to nie pozwala. Mają ochotę zrzucić kajdany, jakie nałożył im świat, zdjąć zegarki, krawaty i niedzielne buty i chociaż przez jeden dzień potaplać się na golasa w sadzawce. Chcieliby się poczuć wolni, a równocześnie wiedzieć, że w domu są mamusia i tatuś, którzy się wszystkim zajmą i zawsze będą ich kochać. Nawet w najgorszym na świecie człowieku, kryje się mały, przestraszony chłopczyk, który wciska się w kąt, żeby go nikt nie skrzywdził.”

„Magiczne lata” to jedna z niewielu książek, do której, mogę powiedzieć z czystym sumieniem, kiedyś na pewno wrócę. Być może teraz jestem za młoda, żeby w pełni ją docenić, ale wiem, że na długo pozostanie w moim sercu. Myślę, że to pozycja obowiązkowa dla każdego. Prosta i prawdziwa. 6/6.