Wciąż czytam „Magiczne lata”, które
zdecydowanie nie są lekturą na jeden wieczór. Postanowiłam poruszyć więc tutaj
gorący ostatnio temat. Jak pewnie już słyszeliście, stacja Fox zamówiła pilot
serialu na podstawie „Delirium” Lauren Oliver. Jak pisała już eM (link), ma być ujęta
w nim cała pierwsza część i sporo faktów będzie zmienionych. Mam nadzieję, że
uda mi się wcześniej dorwać „Requiem”, bo boję się spoilerów.
Co do obsady, Lenę ma zagrać Emma
Roberts.W rolę Juliana natomiast wcieli się Greg
Sulkin. Swoją drogą, myślę, że to trochę krzywdzące dla tych, którzy nie
czytali jeszcze „Pandemonium”, że jego postać pojawia się tak szybko.
Nie wiadomo jeszcze, kto zagra Alexa,
czy Hanę. Znalazłam gdzieś jednak informację, że do obsady dołączył Billy
Campbell. Nie mam jednak pojęcia w czyją rolę się wcieli. Ojciec Juliana, wujek
Leny?
Wiecie coś więcej na ten temat? Macie swoją wymarzoną obsadę? I przede wszystkim, co sądzicie o samym pomyśle stworzenia na podstawie "Delirium" serialu? Może wolelibyście, żeby ta historia została przeniesiona na duży ekran?
Ostatnia część trylogii ma u nas premierę początkiem marca. Okładka, podobnie jak w poprzednich częściach, czarująca. Nie wiem jak Wy, ale ja już nie mogę się doczekać aż dorwę ją w swoje łapki.
*****
Ostatnio stworzyłam fanpage'a mojego bloga. Wtyczka facebookowa znalazła się na samej górze kolumny po prawej stronie. Zapraszam! :)
Towarzystwa dotrzymują mi tylko niewielki notatnik,
uszkodzone pióro i liczby w mojej głowie. 1 okno. 4 ściany. 1,5 metra
kwadratowego powierzchni. 26 liter alfabetu w języku, którym nie mówiłam przez
264 dni odosobnienia.
Minęło 6336 godzin, odkąd dotykałam innej ludzkiej
istoty.”
Julia zabiła człowieka tylko dotykiem.
Po tym wydarzeniu była poddawana badaniom. Próbowano ją wyleczyć pomóc
jej. Kiedy stało się jasne, że to nie jest możliwe, umieszczono ją w zakładzie
psychiatrycznym odpowiednim dla niej miejscu. Rodzice nie zadali sobie
trudu, żeby się z nią pożegnać. Julia spędziła cały rok w czterech ścianach,
nie oglądając żadnego innego człowieka. Od trzech lat nie widziała świata zewnętrznego.
Pamięta, jak ludzie zorientowali się, że zaczyna brakować żywności. Zwierzęta
umierały, ptaki przestały latać, ziemia nie dawała plonów. Zmienił się klimat, nasza
planeta przestała być tym samym miejscem. Julia pamięta jeszcze obietnice
Komitetu Odnowy, który miał nad wszystkim zapanować. Nie wie jednak, jak
sytuacja wygląda teraz.
Wszystko się zmienia, kiedy do celi
pokoju dziewczyny trafia współlokator – Adam, który wygląda tak znajomo tak
znajomo tak znajomo. Życie Julii staje na głowie. Komitet Odnowy chce ją
wykorzystać jako swoją tajną broń. Dziewczyna nie zamierza jednak
współpracować. Szczególnie teraz, gdy po raz pierwszy ma u swojego boku przyjaciela.
„Spędzałam życie wsunięta między kartki książek. Z
braku bliskości z ludźmi budowałam więzi z papierowymi postaciami. Przeżyłam
miłość i stratę z powieści historycznych, doświadczyłam dojrzewania przez
analogię. Mój świat jest utkaną ze słów pajęczyną, splatającą kończyny, kości i
ścięgna, myśli i obrazy. Jestem istotą złożoną z liter, postacią stworzoną
przez zdania, wytworem wyobraźni, fikcją.”
Tym, co na początku zwraca uwagę w „Dotyku
Julii”, to przekreślone słowa. Spotkałam się z takim zabiegiem pierwszy raz i
przyznaję, że za ten pomysł autorka ma u mnie dużego plusa. Dzięki temu możemy
poznać przemyślenia głównej bohaterki. Jej obawy, lęki i to, co za wszelką cenę
chce wymazać ze swojej świadomości. Książka ma bowiem charakter notatnika Julii.
Jeżeli chodzi o styl i język mamy tutaj istny misz-masz. Z jednej strony pełno
tu wyszukanych porównań i ciekawych środków stylistycznych. Z drugiej momentami
tekst wygląda, jakby był białym wierszem. Celowe powtórzenia, zdania urwane w
jednej linijce, po to by zakończyć je w drugiej, brak znaków interpunkcyjnych.
„Ale jego dłonie zamieniają się w ramiona wokół
mojej talii jego usta stają się policzkiem przyciśniętym do mojego policzka a
jego skóra rumieńcem na mojej skórze Adam dotyka mnie dotyka mnie dotyka mnie i
nie krzyczy nie umiera nie ucieka ode mnie a ja płaczę
dławię się drżę dygoczę
rozpadam się na łzy
a on obejmuje mnie tak jak nikt nigdy mnie jeszcze
nie obejmował.”
Najlepiej wykreowaną postacią jest
Julia. Autorka świetnie pokazała psychikę dziewczyny, która była tak długo
zamknięta, tęskni za dotykiem innego człowieka i żyje w przeświadczeniu, że
jest potworem. Jak można się domyślić, dziewczyna spotyka swoją wielką miłość –
Adama. Miły, czuły, przystojny żołnierz i, co najważniejsze, jest odporny na
jej moc. Niestety, chłopak wydawał mi się nijaki. Niczym się nie wyróżniał. Jest
jeszcze Warner – przedstawiciel Komitetu Odnowy z obsesją na punkcie Julii.
Mimo, że autorka nie poświęciła mu za dużo miejsca, jak dla mnie, był
najbardziej intrygującym bohaterem. Niby czarny charakter, który nie stracił
jednak całkowicie swojego człowieczeństwa. Szalony, bezwzględny i pełen
sprzeczności.
„Dotyk Julii” to utwór o ogromnym
potencjale. Na początku jest interesujący, kiedy Julia znajduje się jeszcze w
celi. Później jednak zaczyna mu czegoś brakować. Za mało tu antyutopii, za
dużo ckliwego romansidła. Jest dynamiczny, ale bywa również przewidywalny. To
nie zmienia jednak faktu, że to bardzo dobra książka, oryginalnie napisana. Jak
na debiut, Tahereh Mafi zaprezentowała naprawdę wyjątkowy pomysł. Po drugą
część sięgnę z tym większą przyjemnością, że ma być ona napisana oczami
Warnera. 5/6.
Wyobraź sobie, że jesteś na lotnisku.
Właśnie pokłóciłaś się z rodzicami i żeby trochę ochłonąć, poszłaś do kawiarni.
Tam pojawia się przystojny i starszy od Ciebie mężczyzna i stawia ci kawę.
Proponuje Ci miejsce przy swoim stoliku. Rozmawiacie, on wydaje się być trochę
onieśmielony. Nagle zaczynasz źle się czuć. Kręci Ci się w głowie, tracisz
świadomość. Kiedy się budzisz jesteś tysiące kilometrów od domu, na pustkowiu. Zaczyna
docierać do Ciebie, co się stało. Ten uroczy przystojniak, z którym piłaś kawę
po prostu Cię ukradł. Zostałaś uprowadzona.
Taki los spotkał szesnastoletnią Gemmę.
Jej porywacz, Tyler, wywiózłją do Australii,
na sam środek upalnej pustyni. Tam rozpoczęła się wstrząsająca walka o
przeżycie. Ale co ma zrobić Gemma, jeżeli jej jedyną deską ratunku wydaje się
być oprawca?
„- Gdzie jestem? (…)
- Jesteś tutaj – powiedziałeś. – Jesteś bezpieczna.”
„Uprowadzona” to niezwykła książka,
napisana w formie listu Gemmy do Tylera. Dziewczyna opowiada w nim o swoich
przeżyciach, obawach i przemyśleniach. Pierwszy raz spotkałam się z tak
nietypowym zabiegiem. Dzięki niemu jednak autorce udało się nie tylko pokazać
uczucia ofiary porwania, ale sprawić, żeby czytelnik sam je poczuł. Prosty
język sprawia dodatkowo, że przekaz trafia do każdego odbiorcy.
Lucy Christopher dokładnie wykreowała sylwetki
porywacza i jego ofiary. Gemma to zwykła dziewczyna. Ma przyjaciół, czasem kłóci
się z rodzicami. Jest taka, jak każda inna nastolatka, co sprawia, że bardzo
łatwo jest się z nią utożsamić. Tyler natomiast nie jest typowym porywaczem. W
miarę upływu czasu poznajemy jego dobre oblicze. Szybko staje się jasne, że to
nie jest zwykły zbir, który porywa nastolatki żeby je zabić, albo wykorzystywać
seksualnie. To po prostu zagubiony chłopak, który nie do końca potrafi
odróżniać dobro od zła.
Na stronach książki widzimy kolejno
dezorientację i bezsilność Gem. Raz dziewczyna opracowuje desperackie plany
ucieczki, żeby zaraz próbować zrozumieć Tylera. Obserwujemy jak to
doświadczenie ją zmienia. Coraz lepiej zaczynamy również poznawać jej porywacza.
To sprawia, że czujemy wewnętrzne rozdarcie, pomiędzy świadomością tego co
zrobił, a współczuciem, wręcz rodzącą się sympatią. Nawet ja, mimo, że przez
większość czasu uważałam go za obłąkanego, w pewnym momencie zaczęłam go lubić.
"Zapisałam więc jedynie słowa, które
przychodziły mi do głowy: uwięziona, zamknięta, zatrzymana, uwiązana,
uprowadzona, porwana, zabrana, zmuszona , zaciągnięta, skrzywdzona,
ukradziona.."
„Uprowadzona” to książka kipiąca od
nadmiaru emocji, którymi autorka zręcznie manipuluje. Historia ma w sobie coś,
co sprawia, że czyta się ją z zapartym tchem. Nie spodziewałam się czegoś
takiego. Przeraża i pozostawia pytanie: co Ty byś w takiej sytuacji zrobiła?
Nie dajcie się zwieść cukierkowo różowej okładce – to nie jest kiczowate
romansidło.
„Uprowadzona” to lektura obowiązkowa,
niezależnie od płci, czy wieku. To przerażająca i jednocześnie piękna i wzruszająca
książka. Historia o chęci przetrwania, strachu, ciężkim dzieciństwie i trudnych
wyborach.. Książka, po której przeczytaniu nie jest się w stanie zrobić nic
oprócz wpatrywania się w nią z niedowierzaniem. Nie pozwala o sobie zapomnieć.
5,5/6.
Od lat ludzie szukają odpowiedzi
na pytanie kiedy powstaje człowiek. Zwolennicy aborcji uparcie głoszą, że płodu
nie można nazwać ludzką istotą, skoro nie jest w stanie żyć samodzielnie poza
ciałem matki. Jej przeciwnicy twierdzą, że człowiek zyskuje duszę w momencie
poczęcia, a zabijając płód nie wiemy, czy dziecko nie stałoby się kolejnym
Einsteinem, czy Beethovenem. Sporu nie da się jednoznacznie rozwiązać, jednak w
świecie stworzonym przez Shustermana społeczeństwo znalazło pewien ekonomiczny
kompromis…
Po krwawej Wojnie Moralnej toczącej
się o prawo do aborcji wprowadzono poprawki do konstytucji i stworzono Kartę
Życia. Zgodnie z jej postanowieniami, życie ludzkie jest nienaruszalne od
momentu poczęcia do 13. roku życia. Do tego czasu osobowość dziecka się
kształtuje i ma ono szansę na udowodnienie swojej wartości. Jednak pomiędzy 13.,
a 18. rokiem życia, rodzice mogą dokonać decyzji o aborcji z mocą wsteczną. Podpisują
wtedy zlecenie podzielenia, co oznacza, że organy ich dziecka zostaną oddane do
transplantacji. Zgodnie z prawem, nie jest to zabójstwo, ponieważ wszystkie
tkanki Podzielonego nadal będą żyły w organizmach biorców.
„Nie potrafi sobie przypomnieć, czy te kolory reprezentowały siły
przeciwników aborcji, czy też siły zwolenników wolnego wyboru kobiety, jednak
to nie ma tak naprawdę znaczenia. Obie strony przegrały.”
Connor niedawno odkrył, że jego
rodzice podpisali zlecenie podzielenia. Chłopak wie, że przyczynił się do tego
jego trudny charakter i pozostawiające wiele do życzenia oceny. Postanawia
jednak, że nie podda się bez walki i opracowuje plan ucieczki. Risa wychowała
się w domu dziecka. Marzyła o karierze pianistki, jednak dyrekcja ośrodka
uznała, że dziewczyna osiągnęła już szczyt swoich możliwości i nie opłaca się
utrzymywanie jej dłużej przy życiu. Lev natomiast urodził się w bogobojnej
rodzinie i jako dziesiąte dziecko żyje ze świadomością, że zostanie złożony w
ofierze dziesięciny. Losy tej trójki się ze sobą krzyżują. Łączy ich jeden cel:
przetrwać. Czy uda im się dożyć osiemnastych urodzin? I jak w nowej sytuacji
odnajdzie się Lev, wychowany w przekonaniu, że fakt bycia dziesięciorodnym jest
darem?
„W idealnym świecie wszystkie matki chciałyby własnych dzieci, a obcy
otwieraliby swoje drzwi szeroko przed tymi niekochanymi. W idealnym świecie wszystko
byłoby czarne albo białe, dobre albo złe i wszyscy potrafiliby to rozróżnić. Jednak
ten świat nie jest idealny. Problemem są ludzie, którzy myślą, że jest.”
Narracja poprowadzona jest w
trzeciej osobie. W kolejnych rozdziałach poznajemy sytuację z punktu widzenia
różnych postaci. Nie tylko głównych bohaterów, ale również tych drugoplanowych.
„Podzieleni” napisani zostali w czasie teraźniejszym, co spotęgowało dynamizm. Język
jest prosty, dzięki czemu lekturę czyta się jeszcze szybciej. Książka została
podzielona na siedem części i każda rozpoczyna się ciekawym, często autentycznym
tekstem, aby, jak pisze autor, dowieść, że „fikcja zbyt często nie odbiega tak
bardzo od rzeczywistości”.
Kreacje bohaterów są bardzo
realistyczne. Autor doskonale opisał zachowania dzieciaków w obliczu
największego zagrożenia. Każda z postaci występujących w „Podzielonych” jest
inna i wnosi swoją historię do fabuły. Wyraźnie widać, jak sytuacja, w której
się znaleźli wpływa na osobowości Podzielonych. Największą przemianę przechodzi
Lev. Cały jego system wartości wywraca się do góry nogami. Connor uczy się powstrzymywać
swoje impulsywne zachowanie, a Risa stara się być jeszcze bardziej czujna niż
zazwyczaj. Akcja nie toczy się jednak tylko wokół naszej trójki uciekinierów. Poznajemy
wiele osób, które mają różne poglądy na otaczającą ich rzeczywistość i
doświadczenia.
„Powiedz nam zatem (…) kiedy zgodnie ze „Światem według Haydena”
rozpoczyna się życie? (…)
– Nie wiem.
Gil naśmiewa się z niego. – To nie jest odpowiedź. (…)
– Tak, to jest odpowiedź – mówi Connor. – Może nawet najlepsza ze
wszystkich. Gdyby więcej ludzi mogło się przyznać, że naprawdę nie wiedzą, może
wtedy nigdy nie doszłoby do Wojny Moralnej.”
Autor w pełni wykorzystał potencjał
książki. Stworzył przerażający i pełen alegorii thriller. Wartka akcja i
nietypowa fabuła sprawiają, że czytelnik nie może oderwać się od lektury. Łatwo
utożsamia się z bohaterami i często wręcz rozpacza nad beznadziejnością ich
sytuacji. Wykreowany świat jednocześnie fascynuje i przeraża okrutnością i
upadkiem moralności.
„Proszę, bądź człowiekiem.”
„Podzieleni” to jedna z tych
książek, która na długo pozostawia w czytelniku psychiczne obrażenia. Neal
Shusterman napisał porażający osobisty manifest do świata. Odważył się otwarcie
poruszyć bardzo kontrowersyjny temat. Nie narzuca jednak czytelnikowi
odpowiedzi na trudne pytania. Zmusza go do refleksji i przemyślenia swojego
stanowiska. To opowieść o wartości ludzkiego życia, tolerancji i kierunku, w
którym zmierza świat. Skierowana jest do starszej młodzieży i dorosłych.
Polecam i daję 6/6.
Moją przygodę z sagą „Szeptem”
zaczęłam jeszcze w gimnazjum. Mimo, że pierwsza część nie powaliła mnie na
kolana, sięgnęłam po następne, głównie przez postać Patcha. „Crescendo” było
już dużo lepsze, a „Cisza” podbiła moje serce. Długo czekałam na ostatnią część
serii, ale przyznaję, że warto było.
„Jestem przekonana, że kiedy Patch pojawił się w moim życiu, normalność
po prostu przestraszyła się i zwiała.”
Po zabiciu Hanka Millara, Nora
została prawdziwą Nefilką. Zgodnie ze złożoną przysięgą musi poprowadzić armię
ojca na wojnę z upadłymi aniołami. W przeciwnym wypadku konsekwencje mogą być dla
niej tragiczne. Z drugiej strony jednak, obiecała archaniołom, że doprowadzi do
pokoju na Ziemi. Jakby tego było mało, nie wszyscy jej poddani zgadzają się z
decyzją Czarnej Ręki. Uważają, że powierzył zbyt ważną funkcję dziewczynie,
która nie urodziła się jako prawdziwa Nefilka. Aby zdobyć ich zaufanie, Nora z
Patchem ukrywają przed światem swój związek. Tymczasem cheszwan zbliża się
wielkimi krokami, co wzmaga niepokój po obu stronach. Wojna wydaje się być nieunikniona,
a stawka jest większa niż ktokolwiek przypuszczał. Czy uczucie łączące Norę i
Patcha przetrwa tę próbę?
„Wojna niczego tu nie rozwiąże, a jedynie zniszczy nasze światy. (…) W wojnie
nie ma nic bohaterskiego. Może ona jedynie doprowadzić do absolutnej
destrukcji.”
„Finale” nie pobiło „Ciszy”, ale
utrzymało jej poziom. Nie zabrakło tutaj zaskakujących zwrotów akcji i napięcia,
co sprawia, że lekturę czyta się w zawrotnym tempie. Fabuła jest dynamiczna, a
język prosty, naszpikowany kolokwializmami. Narracja pozostaje taka sama, pierwszoosobowa,
prowadzona przez Norę. Ogromnym plusem książki jest humor. Uwielbiam zabawne
teksty Patcha, których pełno jest w całej serii.
Autorka bardziej rozbudowała
opisy postaci i dodała nowe. W tej części pojawia się m. in. Dante, Nefil,
który ma pomóc Norze w sprawowaniu nowej funkcji. Więcej miejsca poświęcone
zostaje również Scottowi i Marcie. Moimi ulubionymi bohaterami zostaną jednak
Patch i Vee, najlepsza przyjaciółka Nory.
„Na jego twarz powoli wypłynął szelmowski uśmiech.
-Jak trwoga, to do Patcha.”
Czytałam wiele opinii, w których „Szeptem”
zarzucano ogromne podobieństwo do „Zmierzchu”. Serię o wampirach czytałam
później, więc początkowo tego nie dostrzegałam. Nie da się jednak ukryć, że rzuca
się to w oczy (serio, jakby nie było innych lekcji niż biologia). Myślę jednak,
że taki stan rzeczy utrzymuje się tylko w pierwszej części. Osobiście, mi bardziej podobała się saga Becci
Fitzpatrick. Może to przez odrazę jaką czuję na wspomnienie skóry Edwarda, może
przez naiwność Belli, jednak zdecydowanie wolę Norę i Patcha.
Mimo, że kilka momentów
przewidziałam, „Finale” to udane zakończenie wciągającej młodzieżówki. Seria
jest niewymagająca, ale zarazem ciekawa. Doskonała na oderwanie się od codziennych
problemów. Na pewno będę ją miło wspominać, a jeżeli ukarze się ekranizacja, od
razu popędzę do kina. 5/6.
Jeszcze w styczniu chciałam
pokazać Wam moje zdobycze i prezenty gwiazdkowe, ale zawsze zapominałam wziąć
ze sobą aparat z domu. Trochę się już tych książek nazbierało.
Jak więc przystało na prawdziwego
amatora (niewtajemniczonych odsyłam tutaj i tutaj) prezentuję… tadam tadam stosik!
David
Mitchell „Atlas chmur” RECENZJA – prezent od mamy.
P.C. Cast + Kristin Cast “Przebudzona” – prezent od
brata. To kolejna już część „Domu Nocy”. Mam do tej serii sentyment. Może
kiedyś napiszę jej zbiorową recenzję.
Becca Fitzpatrick „Finale” – prezent od alice. Już
przeczytałam. Recenzja się pisze.
Beth Revis „W otchłani” – kupione na promocji w
Empiku.