30 sierpnia 2012

Trudi Canavan „Gildia Magów”



W Imardinie największe wpływy posiadają magowie. W slumsach brudne dzieci umierają z głodu, a przestępczość podziemna kwitnie. W bogatszych dzielnicach ludzie opływają w luksusy. Mają własną służbę, a ich największym pragnieniem jest posiadanie potomka z talentem magicznym. Mieszkańcy slumsów nawet nie mają co o tym marzyć. Sprawdzane są tylko zdolności dzieci z Domów. Zresztą, nie ma co oczekiwać, żeby jakieś obdartusy mogły zostać magami. To by był dopiero mezalians! Jednak pewnego dnia, w czasie corocznego oczyszczania miasta z żebraków i włóczęgów kamień rzucony przez wściekłą dziewczynę przebija się przez magiczną barierę, stworzoną przez magów, i dosięga jednego z nich. To nie powinno się stać. Zwykły kamień nie mógł złamać zabezpieczeń. Chyba, że… Chyba, że ta brudna, wychudzona dziewczyna posiada tak wielki talent magiczny, że sam się uwolnił. A to oznacza tylko jedno. Nieuczona, potężna magiczka zagraża miastu i sobie. Jeżeli szybko nie znajdzie się w rękach magów może dojść do tragedii. Jednak Sonea, bo tak ma na imię poszukiwana, ani myśli dobrowolnie zgłaszać się do Gildii Magów. Od dziecka żyła w przekonaniu, że na świecie nie istnieją bardziej bezlitosne istoty od nich i jest pewna, że jeśli da się im złapać, czeka ją śmierć. Z pomocą przyjaciół ukrywa się przed swoimi oprawcami. Jej moc jednak wciąż wzrasta, a ona ma coraz większe problemy z jej kontrolowaniem. Magowie depczą jej po piętach, a ona zaciąga coraz to kolejne przysługi poszukując nowych kryjówek. Czy magowie odnajdą dziewczynę zanim ucierpią niewinne osoby? A może Sonea sama zapanuje nad swoją mocą?


„Gildia Magów” to pierwsza część Trylogii Czarnego Maga. Już dawno słyszałam o tej serii, więc kiedy pierwszy raz odwiedziłam swoją nową bibliotekę i odkryłam w jej zasobach wszystkie trzy tomy, od razu pożyczyłam pierwszy z nich. (Niestety, na razie na kartę koleżanki. Prawo do swojej zdobędę dopiero we wrześniu, wraz z nową legitymacją. ;D ) Początkowo czytanie szło mi strasznie opornie. Po pokonaniu paru pierwszych rozdziałów byłam przekonana, że znam zakończenie książki, a po przebrnięciu przez kilkanaście następnych marzyłam tylko o tym, żeby w końcu złapali tą dziewczynę i zaczęło się coś dziać. Bałam się, że ta zabawa w kotka i myszkę będzie liczyła 500 stron i zastanawiałam się nad sensem brnięcia do końca. Jednak nie przywykłam do odkładania książek przed ich przeczytaniem. Zdarza mi się to rzadko, bo do końca wierzę, że akcja się rozkręci. W końcu przemogłam więc swoją niechęć do „Gildii…” i nie żałuję. Świat stworzony przez Trudi Canavan okazał się niezwykły. Równocześnie pełen magii i różnych niebezpieczeństw. Genialnie pokazane zostały różnice pomiędzy slumsami, a Gildią. Zdążyłam polubić kilka sympatycznych postaci. Książka nie była tak przewidywalna, jak zakładałam. Wszystko nabrało w końcu tempa i nie mogłam oderwać się od lektury. Pomimo ciężkich początków z przyjemnością sięgnę po drugą część trylogii, „Nowicjuszkę”. 5/6.


27 sierpnia 2012

Jacek Getner „Dajcie mi jednego z was”

Przystojniak rozkochiwał w sobie starsze kobiety, wyciągał od nich pieniądze i brutalnie porzucał. Prorok był przywódcą sekty religijnej. Oszukiwał i mamił ludzi wizją lepszego świata. Kapral w okrutny sposób znęcał się nad młodymi żołnierzami. Szczęściarz dorobił się fortuny, przez rozbijanie małych biznesów innych ludzi. Czterech zupełnie różnych mężczyzn. Wszyscy znajdują się w ponurym pokoju pod ziemią. Co ich łączy? Każdy wyrządził jakąś krzywdę pozornie nic nie znaczącemu człowiekowi. Ot, jeden z wielu, których skrzywdzili. Tylko, że ten jeden, wydawałoby się maluczki człowiek, postanowił ich osądzić. Głos – tak kazał się nazywać. To głos ich dawno zakopanego sumienia. Oznajmił, że w tym małym pokoiku odbędzie się rozprawa, w której tylko jeden z sądzonych zostanie ukarany. Ławą przysięgłych zostaną sami zainteresowani. Wyrok musi być jednogłośny. Trzy głosy na jednego z nich. Karą będzie śmierć. Pozostali odzyskają wolność. Jednak czy wierzyć zapewnieniom Głosu? Czy to możliwe, że trzech z nich wyjdzie z tego pokoju żywych? I kogo mają wybrać?

„Witam panów w podziemnym królestwie sprawiedliwości, gdzie, jako jedni z nielicznych, będziecie mogli uczestniczyć za życia w czymś w rodzaju Sądu Ostatecznego. Zwycięzca wygra wycieczkę na lepszy ze światów, przegrani wrócą do ziemskiego piekła […]”

Ostatnio głośno jest na blogach o tej książce. Pan Getner wpadł na bardzo dobry pomysł porozsyłania jej egzemplarzy do recenzentów, czego skutkiem jest zalewanie nas ze wszystkich stron opiniami o niej. Ja miałam, co do tej pozycji, mieszane uczucia. Fabuła i fakt, że najpierw została opublikowana na blogu mnie zaintrygowały. Z drugiej strony jednak recenzje były średnio zachęcające. Po przeczytaniu np., że cała książka naszpikowana jest literówkami, miałam lekkie obawy, przed jej przeczytaniem. Ku mojej uldze okazało się jednak, że literówki owszem, są, ale nie aż tak wiele, żeby przeszkadzało to w czytaniu. Pomysł jest bardzo ciekawy. To taka Piła bez rozlewu krwi. Bardzo podobała mi się kreacja postaci. Każda była inna i miała coś ciekawego do powiedzenia. Może to dziwne, ale ja najbardziej polubiłam Przystojniaka. Książkę czyta się bardzo szybko ze względu na lekkie pióro pisarza, jak i objętość (zaledwie 160 stron!). To idealna pozycja na nudne, leniwe popołudnie. Okładka przyciąga wzrok i zachęca do wgłębienia się w lekturę. Moja ocena to 4/6. Może nie jest to arcydzieło, które odmieni wasze życie, ale zapewniam, że nie będziecie żałować chwil spędzonych przy tej lekturze.

Książkę mogłam przeczytać, dzięki uprzejmości samego autora, Pana Jacka Getnera. Bardzo dziękuję.

21 sierpnia 2012

Guillaume Musso „Będziesz tam?”


Elliott jest sześćdziesięcioletnim, wspaniałym chirurgiem, zmagającym się z rakiem płuc. Ma śliczną, dwudziestoletnią córkę Angie i wspaniałego przyjaciela Matta. Jego ostatnim pragnieniem przed śmiercią jest zobaczyć Ilenę – jedyną kobietę, która nie licząc córki, liczyła się w jego życiu. Istnieje jednak mały problem. Ilena zginęła tragicznie trzydzieści lat temu. Elliott dostaje jednak szansę od losu. W czasie misji w Kambodży mężczyzna otrzymuje od krewnego swojego pacjenta, w ramach wdzięczności, dziesięć złotych pigułek. Dziesięć pigułek dzięki, którym jego marzenie może się spełnić. Elliott z ciekawości bierze pierwszą pigułkę i cofa się w czasie równo o trzydzieści lat. Spotyka swoje trzydziestoletnie alter ego. Zaczyna rozumieć, że może uratować ukochaną. Jednak czy można tak bezkarnie zmieniać przeszłość? Czy uda mu się oszukać przeznaczenie?


To moja pierwsza przygoda z autorem, ale na pewno nie ostatnia. „Będziesz tam?” to czysta fantastyka, ale zmusza do refleksji. Uświadamia, jak pozornie błahe rzeczy mogą na zawsze zmienić nasze życie. Jak duży wpływ na późniejsze wydarzenia może mieć zwykła rozmowa. Kilka słów, wydawałoby się nie mających znaczenia… Książka jest niesamowicie smutna, a zarazem czarująca. Opowiada o trudnych wyborach, przeznaczeniu i walce o własne marzenia. O tym, że szczęście jest ulotne, a życie zawsze będzie nam rzucać kłody pod nogi. O radzeniu sobie z ranami duszy i przede wszystkim o miłości. Nie tylko między mężczyzną, a kobietą. O miłości do dziecka, do przyjaciela, matki. Fabuła wciąga, język jest prosty, więc książkę szybko się czyta. Nieprzewidywalna i intrygująca. Moja ocena to 5/6. Muszę dodać, że okładka jest beznadziejna. Nie oddaje charakteru książki, mało tego – ona wprowadza potencjalnego czytelnika w błąd. Nadaje się do książki zakochanej nastolatce. Masakra.

18 sierpnia 2012

Dan Brown „Kod Leonarda da Vinci”


W Luwrze zostaje znalezione ciało kustosza muzeum – Jacquesa Sauniere’a. Policja jest przekonana, że za tym morderstwem, oraz trzema innymi popełnionymi tej nocy, stoi Robert Langdon, specjalista w dziedzinie symboliki religijnej. Na pomoc podejrzewanemu mężczyźnie przychodzi Sophie Neveu, kryptograf i jednocześnie wnuczka ofiary. Kobieta twierdzi, że jej dziadek chciał jej przekazać coś ważnego i pragnął, by w odkryciu tajemnicy pomógł jej właśnie Robert. W końcu nie bez powodu zwłoki zostały ułożone w pozycji przypominającej rysunek witruwiański. Sophie i Robert ruszają śladem znaków pozostawionych przez kustosza muzeum. Szybko okazuje się, że Sauniere miał coś wspólnego z Zakonem Syjonu, który od lat strzeże najważniejszej tajemnicy na świecie. Para musi się śpieszyć. Niebezpieczni ludzie depczą im po piętach, policja szuka ich w całym kraju. Jeżeli w porę nie rozwiążą tej zagadki, sekret może wpaść w niepowołane ręce.
„Boimy się tego , czego nie znamy”
Książka od dawna zajmowała miejsce w mojej domowej biblioteczce. Moja mama zawsze się nią zachwycała, więc długo chodziłam z zamiarem jej przeczytania. Opinie o niej przejrzałam dopiero teraz i cieszę się, że nie zrobiłam tego wcześniej, bo tylko niepotrzebnie bym się zniechęciła. Nie rozumiem skąd tyle negatywnych recenzji. Mnóstwo osób zarzuca, że za dużo tu fikcji i teorii wyssanych z palca, tym samym wystawiając książce jak najniższe oceny. Ale dlaczego? Przecież my kochamy fikcję! Czy obrzucamy błotem J. K. Rowling za to, że napisała serię o chłopcu, który lata na miotle, wymachuje patykiem, mówiąc że to magiczna różdżka, rzucając przy tym zaklęciami i uczy się magii w Hogwarcie, do którego przyjechał pociągiem z peronu, na który wchodzi się, wbiegając w ścianę? A może zabronimy dzieciom czytania o Piotrusiu Panu, albo Królewnie  Śnieżce, bo to też fikcja? Książki mają przede wszystkim dostarczać nam rozrywki i rozwijać wyobraźnię. Nikt nie mówi, że wszyscy muszą pisać o tym, co prawdziwe.

„Sophie spojrzała na Langdona niepewna, czy cofnęła się w czasie czy znalazła się w domu wariatów.”

Nie zamierzam tutaj rozpisywać się na temat tego, czy Brown posunął się za daleko wysnuwając takie teorie, czy nie. Dla mnie „Kod…” to świetnie skonstruowana intryga (która wbrew pozorom wydaje się przynajmniej w jakimś stopniu prawdopodobna). Wartka akcja (24h!), ciekawi bohaterowie, teorie spiskowe i genialne opisy dzieł sztuki oraz architektury. Od razu zapragnęłam znaleźć się w Paryżu! Przy okazji można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy na temat symboliki, wielkich ludzi, czy początków chrześcijaństwa. Mnie na przykład zaciekawiło pierwotne znaczenie pentagramu. Osobiście bardzo chętnie obejrzę ekranizację książki (o czym na pewno wspomnę) i sięgnę po inne powieści Browna. Mówcie, co chcecie, ale „Kod…” trafia do moich ulubionych pozycji. To naprawdę świetna książka. Trzeba ją po prostu traktować z przymrużeniem oka. Gorąco zachęcam do przeczytania. 6/6.

5 sierpnia 2012

PM Nowak „Ani żadnej rzeczy…”



Trzydziestodziewięcioletnia Katarzyna Cebulska zostaje zastrzelona we własnym domu. Sprawę dostają w przydziale komisarz Jacek Zakrzeński i prokurator Kacper Wilk. Podejrzanych jest wielu. Motyw mieli były mąż zamordowanej, o nieciekawej przeszłości, oraz siostrzeniec Cebulskiego, który przyjechał do Polski ze Stanów, by odzyskać od wuja część należnego mu majątku. Nie można wykluczyć również, że sprawca chciał po prostu ukraść dzieła sztuki, których w domu było pełno. Jednak Zakrzeński od początku jest przekonany, że Katarzyna została zabita przez męża. Podejrzany ma jednak niepodważalne alibi. Czas ucieka, policja ma coraz mniej pomysłów, a sprawą zaczyna interesować się prasa.

„Ani żadnej rzeczy..” to debiut Nowaka i jednocześnie pierwsza część serii kryminałów o Zakrzeńskim i Wilku. Zgrabna intryga, spełniająca wymogi gatunku. Nie jest to arcydzieło, ale przyjemnie i szybko się czyta. Na szczęście nie mamy tu do czynienia z Polakiem umieszczającym akcję swojej powieści gdzieś w Ameryce. Wszystko dzieje się w naszej stolicy. Postacie są świetnie wykreowane, co jest ogromnym plusem książki. Nie mówię tu tylko o głównych bohaterach, ale o wszystkich osobach związanych ze śledztwem. Każda jest wyrazista i wyjątkowa. Myślę, że zarówno wielbiciel kryminałów, jak i ktoś, kto nigdy nie miał z nimi styczności nie zawiedzie się na „Ani żadnej rzeczy…”. Ja z chęcią sięgnę po następną część, kiedy tylko się ukarze. Moja ocena to 4/6. Polecam.

Książkę mogłam przeczytać, dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarna Owca i portalu Zbrodnia w Bibliotece. Dziękuję.